sobota, 19 lipca 2014

Chapter 6

 -Daj głośniej! -zawołałam, widząc na ekranie szeryfa.
Zoey złapała za pilot i sama też zaczęła oglądać.
 -W piątek wieczorem podejrzany o zabójstwo Alexandry Vonderwall, został złapany i posadzony w areszcie -oznajmił szeryf Otto.
Tak, mnie też jego nazwisko totalnie rozwala.
 -Jak na razie postanowiliśmy zachować w tajemnicy tożsamość domniemanego sprawcy, aby nie narazić na szwank jego opinii w razie, gdyby okazał się niewinny -poinformował, gdy reporterka spytała o imię zatrzymanego.
 -Na jakiej podstawie został zatrzymany? -dopytywała. -Czy agenci FBI, którzy zostali wezwani do pomocy w sprawie, natknęli się na znaczące dowody, które pominęła tutejsza policja?
No proszę, jaka wygadana pani dziennikarz. Nieźle mu pocisnęła.
 -Niestety -zaczął Otto z dystansem. -Nasze podejrzenia opieramy na anonimowym telefonie. Zabójca nie zostawił śladów, więc to nasz jedyny trop.
 -Informator wskazał winnego?
 -Niezupełnie. Nakierował nas na pewien ślad, za którym podążyliśmy. Doprowadził nas on do zatrzymanego. To tyle, nie mogę udzielić więcej informacji w tej sprawie.
Szeryf zniknął z ekranu, a reporterka zaczęła komentować całą sprawę.
  -Mam nadzieję, że go przymkną -powiedziała Zo, wyłączając telewizor. -Oby zgnił w więzieniu -dodała, biorąc ze stołu miskę z czipsami.
 -Kim była Alexandra Vonderwall? -spytałam.
 -Kojarzysz tą rudą z chemii?
 -Mię? -Zmarszczyłam brwi. -No, tak.
 -To była jej siostra -oznajmiła. -Nie znałam jej osobiście, ale w tym roku zaczęła pierwszą klasę.
 -Jeny! -Nie było stać mnie na więcej.
Biedna dziewczyna.
Przynajmniej już kogoś zatrzymali, więc chociaż sprawiedliwości stanie się zadość.
 -Musi być załamana z powodu Alexandry -rzuciłam.
 -Gdybyś wiedziała jak bardzo. -Westchnęła. -Słyszałam, że przechodzi załamanie nerwowe. Podobno były ze sobą blisko.
 -Ciekawe kogo zatrzymali. -Zastanawiałam się na głos.
 -Ja też bym chciała wiedzieć! -zgodziła się.
Poczułam wibracje w kieszeni i wyciągnęłam telefon.
 -Kto dzwoni? -spytała blondynka.
 -Nie wiem, nie znam tego numeru. -Wzruszyłam ramionami.
Wcisnęłam guzik i odebrałam.
 -Halo? -mruknęłam do słuchawki.
 -Veronica? -odezwał się znajomy głos.
 -Zayn? -zdziwiłam się.
 -Musimy się spotkać -powiedział zdenerwowany.
 -Coś się stało?
 -Tak. To bardzo ważne.
 -Dobrze, to przyjedź po mnie -odparłam zaniepokojona. -Wyślę ci adres smsem.
 -Ok.
Rozłączył się, a ja szybko wstukałam adres Zoey w telefon i wysłałam wiadomość.
 -Zayn Mailk do ciebie dzwonił? -Dziewczyna popatrzyła na mnie wyraźnie zaskoczona.
 -Mhm. -Pokiwałam głową.
 -Słyszałam też w szkole, że kręcisz ze Stylesem. -Popatrzyła na mnie skonsternowana. -Od kiedy obracasz się w tym towarzystwie?
 -Jakim tym? -Oddałam jej intensywne spojrzenie.
 -Sama wiesz, co się o nich mówi. -Wywróciła oczami.
 -A od kiedy to my wierzymy w plotki? -spytałam z wyrzutem. -Nie są jakimiś świętoszkami, ale są w porządku.
 -Skoro tak mówisz. -Poddała się z westchnięciem.
Wtem usłyszałyśmy warkot motoru za oknem. Wyjrzałam przez nie na zewnątrz i zauważyłam Zayna.
 -Muszę lecieć -oznajmiłam. -Chodzi o coś ważnego.
 -Ok.
Przytuliłyśmy się na pożegnanie, po czym opuściłam wnętrze domu Nelsonów. Założyłam podany mi przez chłopaka kask i usiadłam za jego plecami.
Jechaliśmy długo, około 30 minut. Kiedy wreszcie zaparkował, byliśmy w jakijś opuszczonej dzielnicy.
 -Przywiozłeś mnie tu, żeby zabić? -spytałam, schodząc z motoru.
 -Nie czas na żarty, Veronica -ostrzegł z poważną miną.
 -Okej. -Podniosłam ręce w obronnym geście. -Więc mów, co się stało.
 -Harry został aresztowany -wypalił.
 -Co? -wykrztusiłam.
Jak to aresztowany? Przecież... co takiego mógł zrobić, żeby zostać zatrzymanym?
 -Za co? -dodałam pośpiesznie.
Chciałam wiedzieć jak najwięcej.
 -Nie oglądasz telewizji? -spytał już trochę spokojniej.
 -Oczywiście, że oglądam, co ta za głupie... -przerwałam. -Nie. -Pokręciłam głową. -To niemożliwe.
Złapałam się za włosy, nie będąc w stanie opanować kłębiących się myśli.
 -Uspokój się!
Zayn złapał mnie za policzki i patrzył na mnie uważnie.
 -Masz rację, Harry tego nie zrobił. Nie zabił tej dziewczyny.
 -Więc czemu go podejrzewają? -krzyknęłam i zaczęłam nerwowo chodzić w kółko.
 -Nie wiem -odparł bezsilnie. -Dlatego przyszedłem do ciebie.
 -Jak to?
Teraz to już nie rozumiałam kompletnie nic. Harry gwałcicielem i mordercą...
 -Chciałbym, żebyś się dowiedziała, co na niego mają.
 - Przecież mój tata nie powie...
 -Wiem -przerwał mi.
 -Więc czego ode mnie oczekujesz?
 -Ojciec ci nie powie, ale... -westchnął. -Mogłabyś sama coś znaleźć? No wiesz, bez jego wiedzy...?
 -Nie wiem, czy... -przerwałam.
Co niby miałam mu powiedzieć? Nie, nie pomogę ci albo tak, jasne, pogrzebię w tajnych dokumentach? Sama już nie wiem, co gorsze. Ale Harry... nie znam go dobrze, no, prawie wcale... Jednak trudno uwierzyć mi, że jest winny. Z drugiej strony muszą coś na niego mieć, skoro...
 -Skąd wiesz, że tego nie zrobił? -zapytałam wprost.
 -Co?
 -Skąd wiesz, że...
 -Słyszałem, co mówiłaś -znowu przerwał mi w połowie zdania. -Jak możesz o to pytać?
 -A jak mogę o to nie pytać, co?! -Wybuchłam. -Znam go od niedawna, nie wiem, czy jest zdolny do czegoś takiego.
 -Nie jest -oznajmił.
 -Masz pewność?
Modliłam się, by powiedział tak.
 -Mam. Był wtedy ze mną.
 -Więc czemu nie pójdziesz z tym na policję?! -krzyknęłam na niego.
 -Bo nie byliśmy sami. Spotkaliśmy się z takim jednym typem i Harry go pobił.
Harry bijący kogoś? Bardzo, bardzo prawdopodobne.
 -Jeśli im to powiem, to Harry dostanie wyrok -podsumował.
 -Okej, zobaczę, co mogę zrobić -zgodziłam się. -Ale nie mogę ci niczego obiecać -zastrzegłam. -Jeśli coś znajdę, na pewno to sprawdzę.
 -Dziękuję.
Przytulił mnie do siebie.
 -Dobra z ciebie przyjaciółka -stwierdził, gdy się od siebie odsunęliśmy. -I dziewczyna -dodał.
 -Wcale nie jestem jego dziewczyną. -Uśmiechnęłam się słabo. -Pora wracać. Jeśli mam się czegoś dowiedzieć, to najlepiej teraz, gdy taty nie ma.
Wsiedliśmy na motor i ruszyliśmy w kierunku mieszkania mojego staruszka.

 -Zadzwonię, kiedy coś znajdę. Jeśli coś znajdę, tak właściwie.
 -Będę czekał.
Pożegnałam się z Zaynem i weszłam do mieszkania. Czułam się trochę jak włamywacz, gdy przestąpiłam próg pokoju taty.
 -No dalej, Veronica, weź się w garść -mruknęłam.
Najsampierw zaczęłam szukać jego aktówki. Znalazłam ją pod łóżkiem, ale nie było tam nic, co by mnie interesowało. No chyba, że chciałam zapoznać się z aktami czterdziestoletniej prostytutki zamieszanej w porwanie albo złodzieja samochodów. Odłożyłam teczkę na miejsce i zaczęłam perfidnie przeszukiwać pokój. Mam nadzieję, że jeśli się dowie, to mi wybaczy...
Nie było żadnych papierów mających cokolwiek wspólnego ze sprawą Harryego. Pewna porażki miałam już wychodzić, ale moją uwagę przykuł laptop, który wystawał spod poduszki. A nóż... Otworzyłam go i czekając aż się włączy, rozsiadłam się na łóżku.
 -Hasło... -westchnęłam rozczarowana.
 Veronica -błąd.
 271096 -błąd.
 041277 -błąd.
Jeśli nie moje imię, nie moja ani jego data urodzin to... Nie mówcie, że...
 220109 -poprawne.
Nie wierzę, że jego hasło do data rozwodu... Sprytne.
Na pulpicie było zapisanych mnóstwo plików. Wszystkie były podpisane. Jest. Folder o nazwie Harry Styles.

Podejrzany o gwałt i zabójstwo Alexandry Vonderwall. Uczęszczał z ofiarą do jednej szkoły, nie wiadomo, czy się znali. W przeszłości karany za małe wykroczenia, między innymi liczne bójki, udział w nielegalnych walkach, rozboje. Według anonimowego informatora zabójca panny Vonderwall miał przetrzymywać narkotyki w miejscowym liceum. Podczas przeszukania budynku, w kanciapie woźnego znaleziono niewielką ilość amfetaminy. Na woreczku zostały pozostawione odciski palców. Pan Styles od dawna figurował w policyjnej kartotece, dlatego system z łatwością wyszukał go, jako właściciela narkotyków. Jak na razie nie ma solidnych podstaw, aby postawić mu zarzuty. Z tego powodu zostanie zatrzymany najdłużej, jak to możliwe, aby prokuratura zdążyła wydać nakaz na przeszukanie domu, nim podejrzany będzie mógł pozbyć się dowodów lub poprosić kogoś bliskiego o zrobienie tego.

Nie mam pojęcia, ile razy to przeczytałam. Robiłam to w kółko i w kółko, aż w końcu nie mogłam dłużej na to patrzeć i odłożyłam komputer na bok. Nic na niego nie mają. Taka jest prawda. Martwi mnie tylko ten anonimowy informator i świadomość, że Harry ma coś wspólnego z prochami. Przemogłam się i znowu wzięłam laptopa. Wróciłam na pulpit i zaczęłam szukać informacji o Alexandrze. Bingo. Nie było tam nic, czego już bym nie wiedziała. Z tą różnicą, że było napisane w sposób oficjalny. Jednak znalazłam coś interesującego. Nagranie z telefonu anonimowego informatora. Kliknęłam odtwórz i zaczęłam się uważnie przysłuchiwać rozmowie.

 -Biuro szeryfa -rozległ się kobiecy głos.
 -Wiem, kto zabił dziewczynę Vonderwallów. Chłopak przetrzymuje towar w liceum.
 -Słucham? Kto mówi? Halo? Halo?

I tyle. Ani słowa więcej. Nie byłoby to taką zagadką, gdyby głos informatora nie był przerobiony tak, że nie dało się nawet rozszyfrować, czy to kobieta, czy mężczyzna. Wyciągnęłam z torebki pendrivea i skopiowałam zapis z rozmowy. Teraz tylko wystarczy się dowiedzieć, kto to jest. Może on lub ona jakoś to wyjaśni. Jak najszybciej wyłączyłam komputer i odłożyłam go na miejsce. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i z ulgą stwierdziłam, że wygląda dokładnie tak, jak wyglądało przed moją wizytą.
Pospiesznie opuściłam mieszkanie taty i zadzwoniłam po taksówkę. Po piętnastu minutach pojazd się pojawił.
 -Do biura szeryfa -poprosiłam.

 -Dzień dobry -zagadnęłam dyżurującego gliniarza.
 -Witam. -Odłożył jakieś papiery i spojrzał na mnie. -Co mogę dla ciebie zrobić?
 -Mam pewną sprawę -zaczęłam uśmiechając się uroczo. -Mój brat został wczoraj aresztowany -przygryzłam wargę. -Mama jest chora i prosiła mnie, abym przyszła zobaczyć, co u niego. To dla niej bardzo ważne.
Nie ma to jak historia zmyślona na poczekaniu i manipulowanie policjantem.
 -Och, raczej nie powinienem...
 -Bardzo pana proszę -przerwałam mu siląc się na płaczliwy ton. -On od dawna sprawia nam kłopoty, ale mama i tak chce wiedzieć, czy u niego w porządku...
Nie wiem jakim cholernym cudem udało mi się zmusić się do płaczu. Byłabym świetną aktorką.
 -No dobrze, dobrze -powiedział uspokajająco. -Nie płacz.
 -Dziękuję. -Uśmiechnęłam się i zaczęłam ocierać nieprawdziwe łzy.
 -Proszę za mną. -Wskazał mi drogę.
Poszłam za nim i po chwili byliśmy już w areszcie. Przede mną rozlegał się długi korytarz, a po jego obu stronach znajdowały się liczne cele.
 -Poradzisz sobie tu sama? -zapytał. -Zajęte są tylko trzy boksy, więc łatwo znajdziesz brata.
 -Tak, oczywiście.
 -Tylko pamiętaj, żadnego kontaktu fizycznego -zastrzegł.
 -Tak jest. -Pokiwałam głową.
 -Wrócę tu po ciebie za kilka minut.
 -Dobrze -odparłam.
Facet wycofał się i zniknął za metalowymi drzwiami. Ruszyłam przed siebie, rozglądając się za Harrym.
 -Hej, mała! -zawołał jakiś typ. -Pokazać ci jaja?
Fuj, co za oblech. No, ale jakie rymy!
 -Może ja ci coś pokaże? -Uśmiechnęłam się sztucznie.
Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam paralizator.
Ojciec chrzestny przysłał mi na święta.
Uroczy człowiek.
 -Chcesz wypróbować? -Wcisnęłam przycisk i przez chwilę widać było strumień prądu.
Facet przestał się uśmiechać i cofnął się o kilka kroków od krat. Szłam dalej, aż w końcu go zobaczyłam. Leżał na małym polowym łóżku, które wyglądało na cholernie niewygodne.
 -Harry?
Brunet od razu odwrócił się w moją stronę.
 -Veronica? -Otworzył szerzej oczy. -Co ty tu robisz?
Szybko wstał i podszedł do mnie.
 -Rozmawiałam z Zaynem. Powiedział mi, co się stało. -Zacisnęłam wargi.
Nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak źle wyglądał. Miał podkrążone oczy, jakby nie spał całą noc, a jego włosy były jednym, wielkim bałaganem. Do tego jego ciuchy były pogniecione, a wyraz jego twarzy nie wskazywał, że czuje się lepiej niż wygląda.
 -Jak źle tu jest?
 -Jak tu w ogóle weszłaś? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
 -Sprzedałam policjantowi ckliwą bajeczkę o niegrzecznym bracie.
Prawie się uśmiechnął.
 -Nie chcesz wiedzieć?
 -Czego? -Zmarszczyłam brwi.
 -Dlaczego tu jestem.
 -Wiem dlaczego -zapewniłam.
Och, Harry, gdybyś wiedział jak dużo wiem. Pewnie nawet więcej od ciebie.
 -W takim razie nie zapytasz, czy to zrobiłem?
 -Nie -odparłam. -Bo wiem, że w czasie, gdy to się stało, biłeś się z jakimś chłopakiem.
 -Skąd to wiesz?
 -Od Zayna. Poprosił mnie, abym się czegoś dowiedziała i...
 -Czy on do cholery zwariował?! -przerwał mi ze złością. -Nie powinien ci nic, kurwa, mówić. Po chuj cię w to wciąga?
 -Nikt mnie w nic nie wciąga, Harry -oznajmiłam pewnie.
Spojrzałam na jego dłonie, którymi obejmował kraty. Sięgnęłam w tę stronę z westchnięciem i splotłam nasze palce.
 -Włamałam się do laptopa mojego taty i...
 -Zaraz, co zrobiłaś? -wtrącił się.
 -Nie przerywaj mi. -Wywróciłam oczami. -Prawie nic na ciebie nie mają. Ani jednego dowodu, same poszlaki. Wypuszczą cię po czterdziestu ośmiu godzinach.
 -Serio? -zdziwił się.
 -Tak -potwierdziłam. -No chyba, że znajdą coś w twoim domu.
 -Co masz na myśli mówiąc w twoim domu? -Zmarszczył brwi.
 -Chcą go przeszukać, ale muszą czekać na nakaz -poinformowałam.
 -Cholerne psy -mruknął.
 -Co masz wspólnego z narkotykami? -zapytałam wreszcie.
 -Nawet nie chce pytać skąd to wiesz -westchnął ciężko.
 -Odpowiedz -poprosiłam.
 -Okej, niech ci będzie. Dobrze wiesz, że nie jestem święty. Zakłady to nie mój jedyny środek utrzymania.
 -Handlujesz? -domyśliłam się.
 -Tylko czasami -zapewnił. -Naprawdę, bardzo rzadko -dodał.
 -Dla kogo były te prochy u woźnego?
 -Nie wiem. -Wzruszył ramionami. -Ktoś wrzucił mi kartkę do szafki. Napisał ile chce i gdzie mam to zostawić. Kiedy to zanosiłem, pieniądze już na mnie czekały.
 -Okej. -Zaczęłam się zastanawiać. -Ktoś dał glinom cynk, że właściciel dragów jest sprawcą i w małym odstępie czasowym zostaje złożone u ciebie zamówienie...
 -Do czego zmierzasz? -spytał skonsternowany.
 -Jak to, do czego? Informator policji i  twój klient to ta sama osoba -stwierdziłam.
 -Niezła dedukcja. -Posłał mi mały uśmiech i ścisnął mocniej moją dłoń.
 -Dowiem się kto cię wrabia -obiecałam.
Przyciągnął mnie do siebie i w miarę możliwości objął. Zaśmiałam się z naszej niezręcznej pozycji.
 -Dziękuję -pocałował mnie w czoło. -To co robisz wiele dla mnie znaczy.
 -Harry, ja jeszcze nic nie zrobiłam -przypomniałam mu.
 -Przeciwnie. Zrobiłaś bardzo wiele. Przyszłaś tu, uwierzyłaś mi -zaczął wymieniać.
 -To nic ta...
 -Twój czas się skończył! -usłyszeliśmy. -Musisz już wracać.
 -Chyba czas na mnie.
 -Chyba tak -zgodził się.
 -Do zobaczenia -powiedziałam niechętnie.
 -Do zobaczenia -powtórzył.
Odsunęłam się i zaczęłam wracać do drzwi.
 -I jak twój brat? -spytał policjant, kiedy opuszczaliśmy areszt.
 -Hmm... bez zmian, ale mama ucieszy się, że nic mu nie jest -zmyśliłam.
Dowiem się, kto próbuje wrobić Harrego. Choćbym miała poruszyć niebo i ziemię znajdę tego dupka i się z nim policzę, a potem oddam w ręce policji.

8 komentarzy:

  1. Czeeeść nominowałam cię do Liebster Awards ;)
    Więcej na moim blogu ( http://rock-me-imaginy-z-one-direction.blogspot.com/2014/07/liebster-awards.html )

    Pozdrawiam i życzę dużo weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja cię piernicze no ja nie mogę z każdym rozdziałem uzależniam się coraz bardziej
    teraz przejdźmy do rozdziału
    o boże zamknęli Harrego nieeeee :'(
    Veronica taka niegrzeczna Hehe heh to jak poszła do Harrego było takie jdjdjdksjjskwk ♡♥ bardzo się ciesze, że będziesz tak szybko dodawać rozdziały :3 naprawdę świetny blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa kocham Cie czekam nn <3333

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! ♥
    Normalnie wiedziałam, że Hazz będzie zamieszany w tą afere! ♡♥♡
    Czekam na następny ♡♥♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za nominację :) ( http://different-world-1d.blogspot.com/ ) Ale nie zadałaś żadnych pytań, na które jako nominowana miałabym odpowiedzieć :*

      Usuń
    2. Wybacz, zapisałam w wersjach roboczych, zamiast opublikować ;3

      Usuń
  5. Ale odjazd...
    C
    CU
    CUD
    CUDO
    CUD
    CU
    C

    OdpowiedzUsuń