-Halo? -mruknęłam do telefonu, odstawiając kubek po kawie do zlewu.
-Wybacz, że zawracam ci gitarę tak rano, ale mam pewną sprawę -odezwała się Zoey, choć w jej głosie zamiast skruchy bardziej było słychać podekscytowanie.
-Wal.
-W fitness klubie moich rodziców brakuje trenerki.
-I co w związku z tym? -Mój ton dawał do zrozumienia, że nie mam zielonego pojęcia, o co może chodzić.
-Jak to co? Załatwiłam ci robotę, pindo! -obwieściła dumnym głosem.
Oł. To takie buty!
-Jak to? Sądziłam, że zatrudniają tylko profesjonalistów -powiedziałam skonsternowana i zmarszczyłam brwi. -Jeśli to wkręta, skopię ci tyłek, Zo -zagroziłam.
-To żadna wkręta, mówię serio. Anastasia zaszła w ciąże i musiała zrezygnować ze względu na swój stan.
-Fuj. Biedna kobieta. -Skrzywiłam się, myśląc o małym czymś w jej brzuchu, które potem przeobrazi się w dziecko, które potem będzie wychodzić z niej przez... -Fuj! -powtórzyłam kręcąc głową z niesmakiem. Wyszłam z kuchni, kierując się do sypialni rodziców z zamiarem przywłaszczenia sobie nowej koszuli mamy.
-Skup się, Vero. To nie o ciąże się tu rozchodzi, tylko o twoją pracę -skarciła mnie. -Ojciec powiedział, że jeśli się zgadzasz, możesz zacząć dzisiaj o ósmej wieczorem.
-Sama nie wiem, Zoey... -zaczęłam niepewna, wyrzucając na podłogę kolejne ubrania. Szlag by to trafił, gdzie ona znowu posiała tę koszulę! -Doskonale wiesz, że moja wiedza o jakimś pilatesie czy innych bzdurach jest zerowa, a co dopiero...
-A kto tu mówi o pilatesie? -przerwała mi, śmiejąc się.
-Przecież Anastasia uczyła tego czegoś -żachnęłam się. Jest! Znalazłam! Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam chować resztę rzeczy z powrotem do szafy.
-To Kristin, bezmózgowcu -odparowała. -An uczyła samoobrony. No a kto jak kto, ale ty masz to w małym paluszku, kochana. To jak, zgadzasz się? 300 funtów tygodniowo -zaczęła kusić.
-Hm... -zaczęłam teatralnie, chociaż obie dobrze wiedziałyśmy, że już mnie kupiła. Nauka samoobrony? To coś idealnie dla mnie, biorąc pod uwagę fakt, że od trzech lat trenuję boks i też zaczynałam właśnie od samoobrony. -Zgoda.
-Taak! Wiedziałam! -krzyknęła na tyle głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha. -Przyniosę do szkoły twój grafik. A, no i jestem twoją nową uczennicą, bejbe.
-Ty? -Zachichotałam.
-Tak, ja! Przecież muszę sama się czasem bronić, nie będziesz zawsze moim ochroniarzem.
-Okej, do zobaczenia. -Westchnęłam.
-Pa. -Usłyszałam jej cmoknięcie, a zaraz potem pikanie oznaczające zakończone połączenie.
Rzuciłam telefon na łóżko i poszłam do łazienki się przygotować. Zimny prysznic to raj dla moich wycieńczonych mięśni po porannym joggingu. Następnym razem muszę zwiększyć dystans, bo dziś skończyłam zdecydowanie zbyt szybko. Hm, może powinnam namówić Zoey na wspólne bieganie...
Myśli w mojej głowie krążyły wokół tematu nowej pracy i przyjaciółki dotąd, aż moja kąpiel dobiegła końca. Szybko się osuszyłam i ubrałam. Spojrzałam na moje odbicie w lustrze, a nienaturalna bladość skóry i wory pod oczami przykuły moją uwagę. Znowu nie mogłam spać. Głównie dlatego zaczynam biegać o czwartej trzydzieści rano, a nie na przykład wieczorem lub popołudniu. Wyciągnęłam rękę po korektor i zakryłam sińce. Dodałam róż na policzki, ale zbyt kontrastował z kolorem twarzy, przez co wyglądałam jak trup. Westchnęłam i zamieniłam róż na ciemniejszy puder i maskarę do rzęs. No... może być. Pokręciłam głową z niesmakiem i wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami, na co mogłam sobie pozwolić, gdyż rodzice wracają dopiero jutro w południe z odwiedzin u jakiejś tam ciotki. Zeszłam na dół i wyszłam z domu, przekręcając zamek w drzwiach. Zmrużyłam oczy i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Cholerne słońce. Pół godziny później dotarłam pod budynek szkoły. Pod klasą spotkałam Zo, która dała mi grafik. Okazuje się, że moi uczniowie są podzieleni na dwie grupy. Jedna będzie ćwiczyć dwa razy w tygodniu, a druga trzy, czyli wychodzi na to, że weekend mam wolny. W poniedziałek, środę i czwartek zaczynam o dziewiętnastej, a wtorek i piątek godzinę później. Do tego mam darmowy wstęp na siłownie i inne zajęcia przez cały okres pracy. Zajebiście.
-I jak? Zadowolona? -szepnęła moja blond przyjaciółka i poruszyła zabawnie brwiami.
-No wiesz... przydałaby mi się jeszcze asystentka i szofer. -Zachichotałam, na co dziewczyna mi zawtórowała.
-Toretto, Nelson -rozbrzmiał gniewny głos faceta od historii. -Może podzielicie się z klasą tym, co tak was bawi? -zapytał ironicznie.
Przewróciłam oczami, a Zoey skrzyżowała ręce na piersi.
-Och, czyli jednak nie macie do powiedzenia nic ciekawego.
-Przeciwnie -powiedziałam, nim zdążyłam się powstrzymać. Oczy klasy zwróciły się ku mnie. Ugh, nie mogę się teraz wycofać. -Mam do powiedzenia bardzo dużo. -Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
-Więc proszę, opowiedz nam o Sparcie, według starożytnej tradycji -odparł tryumfalnie, a ja zmarszczyłam brwi, szukając w głowie odpowiedzi. -Uczniowie wstają, gdy nauczyciel zadaje pytanie. -Po raz kolejny przewróciłam oczami i spełniłam polecenie wrednego belfra.
-Według starożytnej tradycji Sparta istniała już w epoce mykeńskiej; jednym z jej władców miał być Menelaos. Pozostałości miasta z tego okresu nie zostały jednak dotąd odnalezione -wyrecytowałam. Szach, mat, skurwielu.
Nie myślcie o mnie źle. Wiem, że twierdzę, iż zmieniłam się z pustej nastolatki na kogoś lepszego, a teraz nazywam nauczyciela skurwielem (w myślach oczywiście), jednak gdybyście znali go osobiście... przyznalibyście mi racje. Zwłaszcza, jeżeli uwziął się na siostrę waszej przyjaciółki i brał ją do odpowiedzi na KAŻDEJ lekcji.
Hanksowi zrzedła mina po mojej odpowiedzi, jednak znałam go zbyt dobrze i wiedziałam, że nie podda się tak łatwo.
-Może coś więcej, panno Toretto. Pani odpowiedź jest zbyt ogólnikowa.
-Cóż... -zamyśliłam się w poszukiwaniu odpowiedzi w głowie. No, dalej! Przecież się tego uczyłaś, głąbie! -Początki Sparty ustala się na XII-XI wiek p.n.e., kiedy Dorowie zaczęli się osiedlać w Lakonii -przerwałam, próbując wydobyć z siebie więcej. -Za twórcę Sparty jako bytu politycznego uważa się prawodawcę Likurga. Nie wiadomo, czy jest on postacią historyczną, bowiem już w czasach starożytnych uchodził za postać niemal mityczną. -Wyszczerzyłam się, zadowolona z siebie.
-Niech będzie, Toretto, aczkolwiek nie myśl sobie, że następnym razem uratują cię tak podstawowe informacje -rzucił ponuro. -Siadaj.
-I kto tu rządzi? -mruknęła rozbawiona Zo.
-Przecież to nie były podstawowe informacje -rzucił Dean, chłopak należący do popularsów.
-Mówił pan coś, panie Croud? -Hankins przerwał pisanie dat na tablicy i odwrócił się w stronę klasy.
Zdziwieni, że ktoś taki mnie broni? Też bym była, lecz przywykłam, że ci ludzie z jakiegoś wyimaginowanego powodu mnie lubią, mimo, że przeprowadziłam z nimi tylko kilka niezobowiązujących rozmów. Jak mówiłam -nie jestem duszą towarzystwa.
Uczniowie szczęśliwi z kontynuacji widowiska, które zajęło już kilka minut lekcji, zaczęli szeptać między sobą i chichotać.
-Owszem. Mówiłem, że informacje o tej całej Sparcie, które udzieliła Veronica wcale nie są podstawowe. Przynajmniej tak mówi podręcznik. -Teraz to Dean uśmiechnął się z triumfem na twarzy.
Czy mi się wydaje, czy Fred Hankins, najwredniejszy na świecie nauczyciel historii właśnie spalił buraka? No nieźle.
-Pakujcie się, zaraz dzwonek. Na pracę domową macie zadanie drugie i trzecie ze strony piętnastej. Na ocenę -powiedział groźnie i usiadł przy biurku wklepując coś w klawiaturę komputera.
Wtórując reszcie wrzuciłam rzeczy do torby i wstałam z krzesła.
-Zaraz wracam -poinformowałam Zo i ruszyłam na tyły klasy.
-Czyżbyś przyszła podziękować? -Croud uśmiechnął się przyjaźnie.
-W zasadzie to tak, chociaż nie musiałeś. -Odwzajemniłam uśmiech. -Dzięki.
-Nie ma za co.
-Facet zasłużył -wtrąciła jakaś dziewczyna. Ellie, jeśli dobrze kojarzę. -Myśli, że wszystko mu wolno.
-Taa, na przykład uwziąć się na Vicky -dodał Maks, który jest jej chłopakiem.
-Grunt, że dostał nauczkę -podsumowałam. -Jeszcze raz, dzięki.
Odwróciłam się gdy zadzwonił dzwonek i podeszłam do Zo, która z kimś zawzięcie smsowała. Pociągnęłam ją za rękę i wyszłyśmy na korytarz. W drzwiach odwróciłam się jeszcze na chwilę. Miałam rację. Harry Styles nie spuszczał ze mnie wzroku.
Wróciłam do domu tak zmęczona, że nie miałam najmniejszej ochoty już nigdzie wychodzić. Niestety obowiązki to obowiązki. Skoro wzięłam na siebie odpowiedzialność, to muszę się z niej wywiązać.
Zrobiłam sobie obiad i zjadłam oglądając telewizje. Akurat leciał jeden z moich ulubionych seriali, czyli "Więzy krwi". Przesiedziałam na kanapie nic nie robiąc jakieś dwie godziny. Z niechęcią zabrałam się za lekcje i naukę do jutrzejszej kartkówki z matmy. Jak ja nienawidzę geometrii. Około siódmej spakowałam potrzebne rzeczy i wyszłam z domu. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że mam jeszcze godzinę, ale miałam ochotę na mocną kawę, której nie będę musiała sama przygotowywać. Tak, wiem, że o tej godzinie zwykle nie pija się kawy, ale gdybyście i wy poszli spać około pierwszej w nocy a o czwartej byli już na nogach... Zatrzymałam się w małej kawiarence i złożyłam zamówienie. Po kilku minutach podeszła kelnerka, którą okazała się być Gemma Styles.
-Dzięki -mruknęłam, gdy postawiła przede mną upragniony napój.
-Och, ile ja bym dała za filiżankę kawy -powiedziała tonem męczennicy i obie się zaśmiałyśmy.
Właśnie o tym mówiłam. Nie znam jej dobrze, prawie wcale. Tak samo jak większości ludzi w tej szkole. Po prostu czasem zdarza mi się z nimi porozmawiać.
-Ja bym się chyba powiesiła, gdybym musiała podawać ludziom kawę, a sama nie mogła się napić -oparłam żartobliwie.
-Uwierz, to tortura. Co u ciebie słychać? -zapytała uprzejmie.
-Nic takiego -wzruszyłam ramionami. -Poza tym, że właśnie dostałam pracę.
-Poważnie?...
Okazało się, że dobrze zrobiłam wychodząc godzinę wcześniej, gdyż pogawędka z Gemmą zajęła mi sporo czasu. Jejku, ależ z niej gaduła.
-Bardzo dobrze! -pochwaliłam dwunastoosobową grupę kobiet w różnym wieku. -Jestem pod ogromnym wrażeniem -dodałam.
-A my jesteśmy pod wrażeniem naszej nowej trenerki! -zawołała Vicky, na co rozległy się brawa.
Okazało się, że nie jedna, ale aż dwie panny Nelson zostały moimi uczennicami.
-Bardzo mi miło. -Uśmiechnęłam się. -Nasze zajęcia już dobiegły końca, ale czy mogłabym prosić, abyście zostały jeszcze na moment? -w odpowiedzi panie pokiwały głowami.
Zastanawiacie się, co zamierzam? Otóż, kiedy dotarłam na miejsce Pan Nelson poprosił, żebym zrobiła krótki wykład na temat przydatności samoobrony. Przez całą godzinę zastanawiałam się, co im powiedzieć. Nadal mam pustkę w głowie.
-W takim razie, może usiądziemy? -zaproponowałam i zajęłyśmy miejsca na matach. -Zastanawiałyście się kiedyś, w jakich sytuacjach przydadzą się wam te umiejętności? -zaczęłam niepewnie. -Pytanie może z pozoru bezcelowe, ponieważ odpowiedź wydaje się oczywista... Według mnie jednak to ma sens -ciągnęłam, sama nie wiedząc, do czego tak właściwie piję. -Umiejąc się bronic, możemy ochronić się przed kradzieżą, pobiciem lub... lub gwałtem -zająknęłam się. Z całej siły zacisnęłam zęby, żeby pokonać bezsilność, która wstąpiła w moje ciało. -Ale to nie jest takie proste. To, że umiecie kilka chwytów, czy uników wcale nie oznacza, że wybrniecie z takiej sytuacji -powiedziałam zgodnie z prawdą. -Nie mam tu na celu podważyć waszych umiejętności, zupełnie nie o to mi chodzi -dodałam szybko, by nie zrozumiały opacznie moich słów. -Na tej sali jesteście odważne, powalacie się nawzajem na podłogę, wygrywacie. Ale jeżeli naprawdę spotka was sytuacja, w której będziecie musiały użyć tego, czego się teraz uczycie... -Wzięłam głęboki oddech. -To zupełnie co innego. Wtedy przerażenie rozleje się po waszym organizmie niczym lodowata woda. Nie będziecie w stanie się poruszyć. Początkowy szok szybko mija, ale może być już za późno. Wasza torebka może już być wam zabrana, wasze oko może być już podbite albo... albo gwałciciel zdąży, czy ja wiem, przyłożyć wam do ust szmatkę z jakimś proszkiem, od którego stracicie przytomność lub wciągnąć was do ciemnej alejki bądź samochodu -przerwałam na chwilę, czując zbyt dużo emocji jak na jeden moment. -Jeżeli nie chcecie dopuścić do czegoś takiego, powinnyście też przygotowywać się psychicznie. Mogłybyśmy raz w tygodniu przedłużyć nasze spotkanie o pół godziny, godzinę, żeby zająć się rozmowami na ten temat -zakończyłam, biorąc głęboki oddech.
-To świetny pomysł! -odezwała się Adele, dwudziestopięcioletnia mama dwójki dzieci. -Moja siostra została kiedyś okradziona i pobita. I chociaż też chodziła na takie kursy, to nie umiała się obronić...
I tak dalej, i tak dalej... Posypało się mnóstwo opinii, mnóstwo historii i opowieści. Wszystkie zgodziłyśmy się co do jednego -raz w tygodniu po treningu będziemy prowadzić "kurs psychologiczny", jak nazwała to Zoey.
-Proponuję wam również jogging. Można się naprawdę zrelaksować, plus dobra kondycja przyda się w czasie ucieczki. -Zaśmiałam się razem z moimi uczennicami. -Na dzisiaj to już koniec, do zobaczenia następnym razem!
Kobiety zaczęły zbierać butelki z wodą i kierować się do szatni. Zo i Vic podeszły do mnie z ogromnymi uśmiechami na twarzy.
-Gratulacje! -rzuciły się na mnie jak na mięso i zaczęły ściskać o wiele mocniej niż odpowiadało to mojej klatce piersiowej.
-Okej, okej. Wystarczy no... dusicie mnie! -Zachichotały i zabrały ręce.
-Super się bawiłyśmy, o wiele lepiej, niż z An. Ona była taka nudna i odzywała się tylko, kiedy tłumaczyła jak wykonać jakiś ruch -oznajmiła Vicky.
-To prawda -zawtórowała jej Zoey.
-Cieszę się -odparłam sięgając po ręcznik i wycierając pot z czoła.
-A co do twojej pogadanki, to była taka... przejmująca. Słuchając cię zaczęłam sobie wyobrażać mnie w takiej sytuacji i miałaś absolutną rację. Na pewno nie zaczęłabym walczyć tylko płakałabym i krzyczała.
-To naturalna reakcja -zapewniłam. -Dlatego tak ważne jest opanowanie i trzeźwość umysłu.
-Zgadzam się. Wracamy?
Zastanowiłam się przez chwilę.
-Wy idźcie, ja jeszcze trochę potrenuję, mam nadmiar energii -mruknęłam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że okłamuję samą siebie. Tak naprawdę oczy same mi się zamykały. Ale jak zawsze robiłam wszystko, żeby opóźnić moment pójścia do łóżka. Wolę faszerować się kawą po dwóch godzinach snu, niż znowu przeżywać ten sam koszmar.
-Okej, pa. -Obie ucałowały mnie na pożegnanie i wyszły.
Odrzuciłam ręcznik i poszłam do sali bokserskiej. Stanęłam przed workiem treningowym i zaczęłam uderzać. Najpierw podejście, potem prawy sierpowy, lewy prosty, podbródkowy... i tak w kółko i w kółko.
-Masz całkiem sporo siły, jak na tak małą osobę. -Usłyszałam za plecami, na co podskoczyłam z przerażenia. Powoli się odwróciłam, próbując unormować bicie serca. -Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć -dodał tajemniczy głos, a po chwili z mroku wyłoniła się postać, do której należał. Postać Harrego Stylesa.
-Gdybyś się nie skradał, tobyś mnie nie przestraszył -odparowałam i ponownie odwróciłam się do worka
-Nie nudzi cię to? -zapytał, gdy zaczęłam uderzać.
-Na tym polega boks -rzuciłam od niechcenia.
-Wiem, na czym polega boks -odparł po chwili.-Mam na myśli, że chyba jesteś tu już dość długo, a nawet najbardziej interesujące zajęcie staje się nużące po jakimś czasie.
-Możliwe.
-Więc, jak długo tu jesteś? -zadał kolejne pytanie.
-To zależy.
-Od czego?
-Która jest godzina? -odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam, jak wyciąga telefon ze sportowej torby, którą trzymał w lewej ręce.
-Kilka minut po dwudziestej trzeciej.
-Cholera -mruknęłam. -Przyszłam przed dwudziestą -przyznałam. Niewiarygodne, jak ten czas potrafi zapierdzielać.
-Zostajesz jeszcze, czy idziesz?
-Sama nie wiem. Już późno, ale nie chce mi się wracać. -Wzruszyłam ramionami.
-To może masz ochotę na mały sparing? -zaproponował.
Czy powinnam? W szkole tak dziwnie się na mnie gapił... I to po raz kolejny... A jeśli będzie próbował... Zrobiło mi się niedobrze.
Styles chyba zauważył wyraz mojej twarzy, bo uniósł ręce w geście obronnym i powiedział:
-Nie zmuszam cię. Jeśli nie chcesz, to okej.
-Nie o to chodzi... -zamyśliłam się. -Nie jesteś gwałcicielem ani nic z tych rzeczy, no nie? -zapytałam przewiercając go wzrokiem. Na pewno powiedziałby mi, gdyby miał zamiar mnie wykorzystać... taa... Czujecie ten sarkazm?
-Raczej nie -odparł z uśmiechem.
-Raczej? -uniosłam brwi.
-No dobra: na pewno nie -sprostował nadal z uśmiechem na twarzy.
Ech, mogę w sumie zostać. Nie mogę wiecznie żyć w paranoi. To tylko chłopak ze szkoły, opanuj się, Toretto.
-W porządku -oznajmiłam werdykt. -Tylko się nie popłacz, jak skopię ci tyłek. -Posłałam mu najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać i weszłam na ring w akompaniamencie jego chichotu.
Założyliśmy rękawice i stanęliśmy na przeciwko siebie.
-Nie waż się dawać mi fory -ostrzegłam.
-Nie śmiałbym.
Stuknęliśmy się rękawicami i obraliśmy pozycje. Zaatakował pierwszy, ale zrobiłam unik i wycelowałam w jego brzuch. Cwaniak się uchylił. Skakaliśmy tak wokół siebie przez kilka minut, raz po raz wymierzając ciosy, jednak za każdym razem nasze uniki były skuteczniejsze od uderzeń. W końcu Stylesowi się poszczęściło i dostałam w udo. Auć. Cudem zablokowałam następne uderzenie. I następne. Skubany przez jakiś czas zmuszał mnie do obrony i nie pozwolił na atak. W końcu zebrałam się w sobie i po uniku wykonałam prawy sierpowy. Trafiłam. Idąc za ciosem rąbnęłam go w brzuch, a potem w ramię. Mój fart nie był niestety zbyt długotrwały, bo chwilę potem to ja obrywałam.
Nie wiem ile czasu tam spędziliśmy, ale gdy sparing dobiegł końca, byłam wyczerpana. Zdjęłam rękawice i usiadłam ciężko dysząc.
-Jesteś naprawdę niezła -pochwalił, siadając obok mnie na macie.
-Ty też -odparłam, biorąc wodę z jego rąk. -Trenujesz?
-Tak. Właściwie to od dzieciaka..
-Wow -tylko na tyle było mnie stać.
-A ty?
-Tylko trzy lata.
-To i tak niezły wynik jak na dziewczynę.
-A to niby czemu? -udałam wzburzenie, a mój towarzysz ledwo opanował śmiech.
-Dziewczyny, które trenują boks zwykle wyglądają jak koksy albo rezygnują po kilku tygodniach, żeby nie wyglądać jak koksy -wytłumaczył, nieźle mnie rozbawiając.
-Cóż, w takim razie nie pasuję do żadnego z przypadków.
-Czy ja wiem... chyba wyglądasz jak koks.
Otworzyłam usta ze zdziwienia, a Styles wybuchnął śmiechem. No wielkie dzięki.
-Jesteś głupi. -Złapałam za jedną z rękawic i pacnęłam go nią w głowę.
-Okej, okej. Wystarczy no... dusicie mnie! -Zachichotały i zabrały ręce.
-Super się bawiłyśmy, o wiele lepiej, niż z An. Ona była taka nudna i odzywała się tylko, kiedy tłumaczyła jak wykonać jakiś ruch -oznajmiła Vicky.
-To prawda -zawtórowała jej Zoey.
-Cieszę się -odparłam sięgając po ręcznik i wycierając pot z czoła.
-A co do twojej pogadanki, to była taka... przejmująca. Słuchając cię zaczęłam sobie wyobrażać mnie w takiej sytuacji i miałaś absolutną rację. Na pewno nie zaczęłabym walczyć tylko płakałabym i krzyczała.
-To naturalna reakcja -zapewniłam. -Dlatego tak ważne jest opanowanie i trzeźwość umysłu.
-Zgadzam się. Wracamy?
Zastanowiłam się przez chwilę.
-Wy idźcie, ja jeszcze trochę potrenuję, mam nadmiar energii -mruknęłam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że okłamuję samą siebie. Tak naprawdę oczy same mi się zamykały. Ale jak zawsze robiłam wszystko, żeby opóźnić moment pójścia do łóżka. Wolę faszerować się kawą po dwóch godzinach snu, niż znowu przeżywać ten sam koszmar.
-Okej, pa. -Obie ucałowały mnie na pożegnanie i wyszły.
Odrzuciłam ręcznik i poszłam do sali bokserskiej. Stanęłam przed workiem treningowym i zaczęłam uderzać. Najpierw podejście, potem prawy sierpowy, lewy prosty, podbródkowy... i tak w kółko i w kółko.
-Masz całkiem sporo siły, jak na tak małą osobę. -Usłyszałam za plecami, na co podskoczyłam z przerażenia. Powoli się odwróciłam, próbując unormować bicie serca. -Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć -dodał tajemniczy głos, a po chwili z mroku wyłoniła się postać, do której należał. Postać Harrego Stylesa.
-Gdybyś się nie skradał, tobyś mnie nie przestraszył -odparowałam i ponownie odwróciłam się do worka
-Nie nudzi cię to? -zapytał, gdy zaczęłam uderzać.
-Na tym polega boks -rzuciłam od niechcenia.
-Wiem, na czym polega boks -odparł po chwili.-Mam na myśli, że chyba jesteś tu już dość długo, a nawet najbardziej interesujące zajęcie staje się nużące po jakimś czasie.
-Możliwe.
-Więc, jak długo tu jesteś? -zadał kolejne pytanie.
-To zależy.
-Od czego?
-Która jest godzina? -odwróciłam się w jego stronę i patrzyłam, jak wyciąga telefon ze sportowej torby, którą trzymał w lewej ręce.
-Kilka minut po dwudziestej trzeciej.
-Cholera -mruknęłam. -Przyszłam przed dwudziestą -przyznałam. Niewiarygodne, jak ten czas potrafi zapierdzielać.
-Zostajesz jeszcze, czy idziesz?
-Sama nie wiem. Już późno, ale nie chce mi się wracać. -Wzruszyłam ramionami.
-To może masz ochotę na mały sparing? -zaproponował.
Czy powinnam? W szkole tak dziwnie się na mnie gapił... I to po raz kolejny... A jeśli będzie próbował... Zrobiło mi się niedobrze.
Styles chyba zauważył wyraz mojej twarzy, bo uniósł ręce w geście obronnym i powiedział:
-Nie zmuszam cię. Jeśli nie chcesz, to okej.
-Nie o to chodzi... -zamyśliłam się. -Nie jesteś gwałcicielem ani nic z tych rzeczy, no nie? -zapytałam przewiercając go wzrokiem. Na pewno powiedziałby mi, gdyby miał zamiar mnie wykorzystać... taa... Czujecie ten sarkazm?
-Raczej nie -odparł z uśmiechem.
-Raczej? -uniosłam brwi.
-No dobra: na pewno nie -sprostował nadal z uśmiechem na twarzy.
Ech, mogę w sumie zostać. Nie mogę wiecznie żyć w paranoi. To tylko chłopak ze szkoły, opanuj się, Toretto.
-W porządku -oznajmiłam werdykt. -Tylko się nie popłacz, jak skopię ci tyłek. -Posłałam mu najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać i weszłam na ring w akompaniamencie jego chichotu.
Założyliśmy rękawice i stanęliśmy na przeciwko siebie.
-Nie waż się dawać mi fory -ostrzegłam.
-Nie śmiałbym.
Stuknęliśmy się rękawicami i obraliśmy pozycje. Zaatakował pierwszy, ale zrobiłam unik i wycelowałam w jego brzuch. Cwaniak się uchylił. Skakaliśmy tak wokół siebie przez kilka minut, raz po raz wymierzając ciosy, jednak za każdym razem nasze uniki były skuteczniejsze od uderzeń. W końcu Stylesowi się poszczęściło i dostałam w udo. Auć. Cudem zablokowałam następne uderzenie. I następne. Skubany przez jakiś czas zmuszał mnie do obrony i nie pozwolił na atak. W końcu zebrałam się w sobie i po uniku wykonałam prawy sierpowy. Trafiłam. Idąc za ciosem rąbnęłam go w brzuch, a potem w ramię. Mój fart nie był niestety zbyt długotrwały, bo chwilę potem to ja obrywałam.
Nie wiem ile czasu tam spędziliśmy, ale gdy sparing dobiegł końca, byłam wyczerpana. Zdjęłam rękawice i usiadłam ciężko dysząc.
-Jesteś naprawdę niezła -pochwalił, siadając obok mnie na macie.
-Ty też -odparłam, biorąc wodę z jego rąk. -Trenujesz?
-Tak. Właściwie to od dzieciaka..
-Wow -tylko na tyle było mnie stać.
-A ty?
-Tylko trzy lata.
-To i tak niezły wynik jak na dziewczynę.
-A to niby czemu? -udałam wzburzenie, a mój towarzysz ledwo opanował śmiech.
-Dziewczyny, które trenują boks zwykle wyglądają jak koksy albo rezygnują po kilku tygodniach, żeby nie wyglądać jak koksy -wytłumaczył, nieźle mnie rozbawiając.
-Cóż, w takim razie nie pasuję do żadnego z przypadków.
-Czy ja wiem... chyba wyglądasz jak koks.
Otworzyłam usta ze zdziwienia, a Styles wybuchnął śmiechem. No wielkie dzięki.
-Jesteś głupi. -Złapałam za jedną z rękawic i pacnęłam go nią w głowę.
-A tak na poważnie, to masz racje, nie zaliczasz się do żadnej z kategorii.
-Cieszę się. -Odgarnęłam z czoła kosmyki włosów, które wysunęły się z kitki i westchnęłam. -Będę się już zbierać -oznajmiłam, po czym zeszłam z ringu.
-Może cię podwieźć? -spytał, powtarzając moje ruchy.
-Nie trzeba. Chyba się przebiegnę.
Cóż z tego, że mam torbę pełną rzeczy. Mięśnie trzeba ćwiczyć na każdy sposób! Taa...
-O tej godzinie? Już prawie północ -zaoponował.
-To niedaleko... Poza tym, nie chcę robić kłopotu. To cześć.
Poszłam do szatni po rzeczy i wyszłam na zewnątrz. Chłodne, wieczorne powietrze uderzyło w moją twarz, wywołując dreszcze na ciele. Stałam tak przez chwilę, myśląc o tym, co mówiłam podczas wykładu.
To była prawda.
Podstaw samoobrony możesz zacząć się uczyć w wieku trzynastu lat, a dwa lata później pozwolisz strachowi się sparaliżować i nie obronisz się przed gwałtem. Następnego dnia wylądujesz w szpitalu ze złamaną nogą i wstrząsem mózgu. I ciążą. Szpital nie posiadając twoich danych osobowych będzie musiał czekać, aż się obudzisz. Potem już pójdzie jak po maśle... Przypomnisz sobie o zdarzeniach zeszłej nocy, dowiesz się o ciąży... Jednak uda ci się ubłagać lekarza, aby rodzicom powiedział tylko o pobiciu, bo resztę chcesz wyznać sama. Doktorowi zrobi się ciebie żal i się zgodzi. Kilka dni później wrócisz do domu, ale nikomu i tak nic nie powiesz. Miesiąc później stracisz dziecko przez niedożywienie i nadmiar stresu. O tym też nikt się nie dowie. Kilka tygodni później twoi rodzice powiadomią cię o przeprowadzce. W nowym mieście zapiszesz się na boks. Ten sport stanie się twoim życiem, w nim będziesz szukać zapomnienia po tragicznych wydarzeniach. Nie będziesz mogła spać w nocy, dlatego w tak młodym wieku uzależnisz się od kawy i energetyków. Koszmary nocne, które będą nawiedzać cię w te nieliczne godziny snu, na które sobie pozwolisz skutecznie zablokują twój umysł na jakiekolwiek kontakty z chłopakami...
To dlatego opanowanie w takich sytuacjach jest najważniejsze. Jeżeli tego zabraknie, to, cóż, następna kobieta przeżyje to, co ja.
Zamrugałam kilkakrotnie i wytarłam wierzchem dłoni łzy, które nie wiadomo kiedy wydostały się spod moich zdradzieckich powiek. Nie rycz, mięczaku! Już dość płakałaś przez ostatnie lata. Pociągnęłam nosem i westchnęłam, doprowadzając się do porządku. To jest przeszłość.
-Na pewno nie potrzebujesz podwózki ? -Ni stąd ni zowąd pojawił się czarny, terenowy wóz, a w nim Harry Styles.
-Nie, jest okej. -Uśmiechnęłam się sztucznie. -Ale dzięki. -Pomachałam mu i ruszyłam przed siebie dzikim sprintem.
Gdy dotarłam pod dom, byłam totalnie wyczerpana. Ostatkiem sił wzięłam prysznic i padłam na łóżko jak kłoda.
To tylko przeszłość. Minęło tyle lat i umiesz z tym żyć. Wiesz, że tak.
-Cieszę się. -Odgarnęłam z czoła kosmyki włosów, które wysunęły się z kitki i westchnęłam. -Będę się już zbierać -oznajmiłam, po czym zeszłam z ringu.
-Może cię podwieźć? -spytał, powtarzając moje ruchy.
-Nie trzeba. Chyba się przebiegnę.
Cóż z tego, że mam torbę pełną rzeczy. Mięśnie trzeba ćwiczyć na każdy sposób! Taa...
-O tej godzinie? Już prawie północ -zaoponował.
-To niedaleko... Poza tym, nie chcę robić kłopotu. To cześć.
Poszłam do szatni po rzeczy i wyszłam na zewnątrz. Chłodne, wieczorne powietrze uderzyło w moją twarz, wywołując dreszcze na ciele. Stałam tak przez chwilę, myśląc o tym, co mówiłam podczas wykładu.
To była prawda.
Podstaw samoobrony możesz zacząć się uczyć w wieku trzynastu lat, a dwa lata później pozwolisz strachowi się sparaliżować i nie obronisz się przed gwałtem. Następnego dnia wylądujesz w szpitalu ze złamaną nogą i wstrząsem mózgu. I ciążą. Szpital nie posiadając twoich danych osobowych będzie musiał czekać, aż się obudzisz. Potem już pójdzie jak po maśle... Przypomnisz sobie o zdarzeniach zeszłej nocy, dowiesz się o ciąży... Jednak uda ci się ubłagać lekarza, aby rodzicom powiedział tylko o pobiciu, bo resztę chcesz wyznać sama. Doktorowi zrobi się ciebie żal i się zgodzi. Kilka dni później wrócisz do domu, ale nikomu i tak nic nie powiesz. Miesiąc później stracisz dziecko przez niedożywienie i nadmiar stresu. O tym też nikt się nie dowie. Kilka tygodni później twoi rodzice powiadomią cię o przeprowadzce. W nowym mieście zapiszesz się na boks. Ten sport stanie się twoim życiem, w nim będziesz szukać zapomnienia po tragicznych wydarzeniach. Nie będziesz mogła spać w nocy, dlatego w tak młodym wieku uzależnisz się od kawy i energetyków. Koszmary nocne, które będą nawiedzać cię w te nieliczne godziny snu, na które sobie pozwolisz skutecznie zablokują twój umysł na jakiekolwiek kontakty z chłopakami...
To dlatego opanowanie w takich sytuacjach jest najważniejsze. Jeżeli tego zabraknie, to, cóż, następna kobieta przeżyje to, co ja.
Zamrugałam kilkakrotnie i wytarłam wierzchem dłoni łzy, które nie wiadomo kiedy wydostały się spod moich zdradzieckich powiek. Nie rycz, mięczaku! Już dość płakałaś przez ostatnie lata. Pociągnęłam nosem i westchnęłam, doprowadzając się do porządku. To jest przeszłość.
-Na pewno nie potrzebujesz podwózki ? -Ni stąd ni zowąd pojawił się czarny, terenowy wóz, a w nim Harry Styles.
-Nie, jest okej. -Uśmiechnęłam się sztucznie. -Ale dzięki. -Pomachałam mu i ruszyłam przed siebie dzikim sprintem.
Gdy dotarłam pod dom, byłam totalnie wyczerpana. Ostatkiem sił wzięłam prysznic i padłam na łóżko jak kłoda.
To tylko przeszłość. Minęło tyle lat i umiesz z tym żyć. Wiesz, że tak.
Cudo! Chce nastęny rozdział! Xx
OdpowiedzUsuńO jak dobrze, że znalazłam tw bloga! :-)
OdpowiedzUsuńJest naprawdę fajny :* Widzę, że dopiero zaczynasz i wiem jakie to trudne xd
Rozdział bardzo fajnie napisany! :-)
Najważniejsze, że jest świetna fabuła, bohaterem jest też Harry Styles, pojawia się też Gemma =} Czego chcieć więcej?! Czekam na kolejne party tw opowiadania ;)
Zapraszam do sb
najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com
Rozdział wspaniały ! ♥ Będę czytać !
OdpowiedzUsuńJesli chcesz bym dodawała regularnie komentarze ze swoją opinią muszi również komentowac mojego bloga ♥
Zapraszam
http://forbidden-feelings-love.blogspot.com/ ♥
Czekam na next
U mnie pojawił się 1 rozdział- zapraszam ;* ♥ i czekam na next!! ♥
UsuńŚwietnie sie zapowiada! <3
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba! <3 Już czytam 2 :D
OdpowiedzUsuńZapraszam cię również serdecznie na mojego bloga, gdzie NA RAZIE znajdziesz imagina o Niallu. Zaczynam dopiero pisać i ciekawi mnie Twoja opinia :)
Tu adres mojego bloga: http://rock-me-imaginy-z-one-direction.blogspot.com/
Super ♥♥♥
OdpowiedzUsuńTo co robisz jest świetne :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj przypadkiem ale to jak piszesz czyta się cudownie tak lekko miód na serce poprostu :*
I na pewno zostane z tobą do końca <3
Sylwia