-Wow, co tu się dzieje? -zapytałam, podchodząc do Zoey i Vic.
Na parkingu szkolnym roiło się od policjantów i ich psów tropiących. Czy mi się wydaje, czy ja naprawdę widzę napis FBI na kurtkach niektórych z nich?...
-Nie wiadomo -odparła przejęta Vicky. -Grubsza sprawa.
-Jakiś pierwszak mówił, że chodzi o narkotyki -dodała druga Nelson.
Narkotyki?
-Od kiedy w naszej szkole są narkotyki? -Zmarszczyłam brwi.
Jeśli tak, to naprawdę grubsza sprawa. Współczuję tym, których złapią. Serio.
-Nie wiem. Sądziłam, że nie ma.
-Ja też -mruknęłam.
-Ciekawe, kto jest winny -zastanawiała się V.
Rzeczywiście, ciekawe. Ale kto jest tak głupi, żeby trzymać prochy w szkole? Albo może powinnam spytać, kto jest tak mądry? Właściwie nalot na szkołę jest mniej prawdopodobny niż na dom. Czyli ktoś musiał sypnąć lub znaleźli ciężkie dowody, jak nagrania, czy coś.
-Tata? -powiedziałam z wahaniem, widząc bardzo znajomą postać.
Ruszyłam się z miejsca i złapałam mężczyznę za ramię.
-Ronnie? -Popatrzył na mnie zaskoczony.
-Co ty tu robisz? -zapytałam i się do niego przytuliłam.
-Pracuję -odparł, gdy się od siebie odsunęliśmy. -Nawet nie wiedziałem, że się tu przenieśliście.
-Taa, wiesz jak to jest z pracą mamy. -Wzruszyłam ramionami. -Sporo czasu, co?
-Całe trzy miesiące -przytaknął. -To nie z twojego powodu tu jesteśmy, prawda? -spytał żartobliwie.
-Coś ty, ja i narkotyki?
-Skąd wiesz, że chodzi o narkotyki?
-A więc jednak! -Uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Czy ja zawsze muszę się na to nabierać? -zaczął targać mi włosy.
-Hej, hej, wiesz ile czasu spędziłam robiąc tę fryzurę?
Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.
-No dobra, wiesz, że nie układam włosów. Masz mnie -przyznałam.
-Nie mam teraz dużo czasu, skarbie, ale możemy spotkać się o pątej -zaproponował. -Zostaję tu na dłużej.
-Chętnie. -Znowu się do niego przytuliłam. -A opowiesz mi o tej sprawie? -zapytałam z nadzieją.
-Wiesz, że nie powinienem -mruknął głaszcząc mnie po plecach.
-No weź, tato, proszę. -Zrobiłam błagalną minę.
-Zgoda, ale w zamian za to ugotujesz mi dziś kolacje.
-Stoi. -Uśmiechnęłam się.
-Tu masz klucze i adres. -Podał mi mały pęk i karteczkę, po czym odszedł.
Trzy miesiące. Trzy długie miesiące go nie widziałam, a teraz proszę! Naprawdę miło było go spotkać. I co ważniejsze, zostaje na jakiś czas. Pewnie niedługo, ale lepsze to niż nic.
-Dlaczego agent FBI cię przytulał?
Odwróciłam się i zobaczyłam Zayna.
-Cześć, Zayn. Ciebie też miło widzieć. U mnie? U mnie w porządku. A jak tam u ciebie? -powiedziałam sarkastycznie i go wyminęłam.
-Cześć. Lepiej? -Zrównał się ze mną i szliśmy teraz razem.
-O wiele.
-Więc? Odpowiesz mi? -zapytał zniecierpliwiony.
-Mhm. To był mój tata.
Podeszłam do szafki i zaczęłam szukać zeszytu do hiszpańskiego. Cholera jasna, gdzie to się schowało!
-Twój tata jest agentem? -Wybałuszył oczy.
-Ej, bo ci tak zostanie -zastrzegłam.
-Zdajesz sobie sprawę, jak dziwne to jest?
-Mniej więcej.
-Wiesz, czego tu szukają?
-A co, boisz się? -Zaczęłam się śmiać.
-To nie jest zabawne -powiedział. -Ale nie, nie boję się, bo nie mam czego. Jestem czysty.
-Jestem w stanie w to uwierzyć. Nie śmierdzisz jak połowa chłopaków w tej szkole.
-Jesteś niemożliwa. -Teraz to on zaczął się śmiać.
-Wiem.
Odeszłam od szafki i poszłam na lekcje.
Przez cały dzień podczas zajęć wzywano pojedynczych uczniów do gabinetu dyrektora. Gliniarze kręcili się po korytarzach, robili nam nawet naloty w klasach. O mało co nie padłam ze śmiechu jak jeden z psów zaczął obwąchiwać Vicky, a ta wyglądała, jakby zaraz miała się zsikać ze strachu. Nareszcie nadszedł dzwonek kończący ostatnią lekcję. Miałam już wychodzić z budynku, ale zauważyłam Harrego. Przeszukiwali jego szafkę. Był tam też mój tata. I gdyby nie rzecz, jaką u niego znaleźli, poszłabym dalej.
-Ciekawy trop -mruknął łysy, wysoki jak tyczka ciemnoskóry facet.
Zastępca tutejszego szeryfa.
-Skąd pan to ma, panie Styles?
-Nie wiem. -Wzruszył ramionami. -Może ty mi powiesz, skoro jesteś takim wspaniałym gliną? -zapytał bezczelnie.
-Tylko bez takich -zganił go dyrektor. -Odpowiedz na pytanie.
-Proponuję posłuchać rady. Ofierze brakowało części garderoby, więc będzie się pan grubo tłumaczył na komisariacie -dorzucił jeszcze zastępca Soto.
-Nie sądzę -wtrąciłam się.
Boże dopomóż. Wzrok taty był zabójczy.
-Proszę się nie mieszać, panno Toretto -zastrzegł Wally, czyli pan dyrektor.
Z jakiegoś powodu wolałam nazywać go Wallym. To chyba przez tę jego siwiznę.
-Właśnie, Veronica, nie mieszaj się -powiedział tata.
-Ale ta bluzka jest moja, okej?
Wyrwałam ją z rąk policjanta i odwróciłam na lewą stronę.
-Metka jest pomalowana na różowo -pokazałam. -Sam mi ją kupiłeś, tato -dodałam, patrząc w oczy mojego bardzo, bardzo zdenerwowanego tatusia.
-To pana córka?
-Tak się składa -odparł. -No dobrze, jest twoja. Ale co ona robi w jego szafce? -Spiorunował mnie wzrokiem
Ups...?
-Byliśmy razem na siłowni i Veronica zapomniała jej ze sobą zabrać -powiedział Harry.
Gdyby to miało pomóc. Rzeczywiście było jak powiedział, no ale błagam. Chłopak, nastolatka i jej tata oraz sprawa pozostawionej odzieży? To nigdy nie kończy się dobrze.
-Czyli rozumiem, że możemy już iść? -Popatrzyłam na mężczyzn i nie czekając na odpowiedź złapałam rękę Harrego i wyprowadziłam go na zewnątrz.
-No nieźle -podsumował i zaczął się śmiać.
-Ale śmieszne -zironizowałam i uderzyłam go w ramię.
-No co? -Spojrzał na mnie.
-Po cholerę brałeś tę bluzkę do szkoły? Nie mogłeś zostawić w domu albo oddać mi wcześniej? -zapytałam z wyrzutem.
-Wybacz, że nie przewidziałem, iż twój tata, który pracuje dla FBI będzie grzebał w moich rzeczach. -Teraz to on mówił głosem pełnym ironii.
-No dobra -westchnęłam. -Masz rację, przepraszam.
-Podwieźć cię gdzieś?
-Najpierw poproszę o moją własność. -Wyciągnęłam rękę.
-Proszę bardzo.
Schowałam bluzkę do torebki.
-Obiecałam tacie, że zrobię mu kolacje, a znając życie ma pustą lodówkę. Zabierzesz mnie do marketu?
-Pewnie. -Uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę.
Niewiele myśląc chwyciłam ją i poszliśmy do auta.
-Gdybyś był facetem przed czterdziestką i miał dzień pełen pracy, to na co miałbyś ochotę? -zadałam pytanie, gdy krążyliśmy między regałami w sklepie.
-Na seks -odparł głośno.
O wiele za głośno. Panie stojące przy stoisku z warzywami obdarzyły nas niezbyt przyjemnymi spojrzeniami i jeszcze gorszymi komentarzami.
-Skup się, Styles. -Stanęłam na przeciwko niego. -Jedzenie. Na co miałbyś ochotę do jedzenia?
-Czy ja wiem... -westchnął. -Lubię makaron.
Miałam ochotę uderzyć się czoło.
-Bardzo pomocne, Harry, naprawdę. -Wywróciłam oczami.
-Przesadzasz -oznajmił, gdy próbowałam sięgnąć po bitą śmietanę.
Zauważył moje nieudolne próby i zdjął ją dla mnie.
-Nie jestem ekspertem, ale tym to chyba nikt się nie naje.
-To dla mnie. -Wrzuciłam produkt do koszyka. -Muszę unormować poziom cukru. Miałam dziś dużo stresu. Ale wracając do tematu -ciągnęłam -co powiesz na coś... pikantnego?
-Zapiekankę z makaronem? -podsunął.
-Weź na wstrzymanie, Styles. Twoja obsesja na punkcie makaronu jest niezdrowa. Poza tym, tym razem nie gotuję dla ciebie.
-Tym razem? -Uniósł brew i próbował powstrzymać uśmiech.
-Kto wie, słoneczko, może kiedyś zwerbujesz mnie do swojej kuchni. -Puściłam mu oczko. -Tymczasem chyba powinnam zdecydować się na... lazanię! -wykrzyknęłam i zabrałam się za zbieranie potrzebnych składników.
Nigdy nie pomyślałabym, że wizyta w supermarkecie może być zabawna. Cóż, aż do tej pory nie byłam na zakupach z Harrym. Chłopak co chwila rzucał jakimiś sprośnymi uwagami albo podnosił mnie, gdy nie mogłam do czegoś dosięgnąć. W pewnym momencie wziął mnie na barana i stwierdził, że nie ma sensu abym schodziła, bo jestem tak niska, że jest bardzo mało rzeczy, do których jestem w stanie dosięgnąć. Klienci i pracownicy sklepu patrzyli na nas jak na idiotów, co właściwie nie jest dziwne. Co jakiś czas również próbowali nas uciszać, twierdząc, że nasz śmiech przeszkadza innym kupującym. W końcu opuściliśmy sklep i załadowaliśmy zakupy do bagażnika.
-Dzięki -mruknęłam, gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
Ciepłym, ciepłym samochodzie. Sięgnęłam ręką i podkręciłam ogrzewanie do maximum.
-Zimno ci?
Wzruszyłam ramionami.
-Pogoda jest strasznie kapryśna, a ja nie pomyślałam, żeby wziąć bluzę.
Jak się okazało, wcale nie musiałam. Harry wręczył mi swoją.
-Dzięki. Znowu.
-Nie ma za co.
Uśmiechnął się i odpalił.
Tymczasowe mieszkanie taty okazało się małe, ale przytulne.
-Napijesz się czegoś? -spytałam, grzebiąc w szafkach.
-Herbaty, jeśli to nie problem.
-Problem? Wozisz mnie gdziekolwiek zechcę i wytrzymujesz moje wahania nastrojów. Nie byłoby problemem, gdybyś poprosił mnie o zabicie kogoś.
Znalazłam kubki i saszetki z herbatą. Wstawiłam wodę i usiadłam na przeciwko niego. Dopiero w tym momencie przyjrzałam mu się uważnie. Był przystojny. Jezu, jak przystojny. Miał gęste, brązowe włosy, które miękką falą opadały na jego czoło, ale zawsze je odgarniał. No i te zielone, kocie oczy. Jak marzenie! Zjechałam wzrokiem na jego pełne, ładnie wykrojone...
-Patrzysz mi się na usta -przerwał moje rozmyślania.
-Słucham?
-Patrzysz na moje usta -powtórzył z uśmiechem.
Wzruszyłam ramionami.
-Przyglądam się całej twojej twarzy -przyznałam.
-Dlaczego?
-Sama nie wiem. Ludzie chyba tak robią, prawda? Patrzą się na siebie.
-Tak -zgodził się.
-Słodzisz? -Wstałam od stołu i wyłączyłam czajnik, który właśnie zaczął piszczeć.
-Dwie łyżeczki.
Podałam mu herbatę i znowu usiadłam na przeciwko niego. Piliśmy w skupieniu, raz na jakiś czas rzucając uwagi na akurat nawijające się tematy. Było... miło. I swobodnie.
-Chyba powinienem już iść. -Odstawił pusty kubek do zlewu.
-Taa, tata nie byłby zbyt zachwycony, gdyby cię tu zobaczył -przyznałam. -Chyba cię nie polubił.
-A ty?
Staliśmy już przy drzwiach, ale Harry odwrócił się do mnie.
-Czy cię lubię?
-Mhm.
-Tak sądzę -odparłam. -Nigdy nie rozmawiałam z kimś takim jak ty. -Wzruszyłam ramionami. -Wydaje mi się, że mogę ci zaufać.
-Możesz -zapewnił mnie.
I nagle stało się coś niespodziewanego. Pochylił się, żeby mnie pocałować. Nie wiedziałam, co robić. Pozwolić mu, czy się odsunąć? Nie zrobiłam nic, a Harry przycisnął swoje usta do moich. To uczucie było przyjemne. Naprawdę przyjemne.
-Do zobaczenia. -Uśmiechnął się.
-Do zobaczenia -powtórzyłam.
Złożył pocałunek na moim czole i wyszedł.
-No dalej -mruknęłam zniecierpliwiona. -Piecz się szybciej, ty lazanio jedna!
Westchnęłam zrezygnowana, gdy moje zaklinania nie przynosiły skutku. Kto by się spodziewał? Usłyszałam szczęk przekręcanego klucza w drzwiach i odwróciłam się.
-Cześć, mała -powiedział tata odstawiając na stół aktówkę.
Zdjął kurtkę i rzucił ją niedbale na krzesło.
-Myślisz, że samo się posprząta? -Uniosłam jedną brew.
-A ty myślisz, że siedząc przy piekarniku zmusisz jedzenie do pośpiechu? -odparował.
-Słuszna uwaga -przyznałam.
-Co jemy?
Wstałam z podłogi i postawiłam przed nim kufel z piwem.
-No co? Jestem pełnoletnia, więc mi sprzedali -zaczęłam się tłumaczyć pod naciskiem jego spojrzenia. -Na kolację jest lazania. Zakładając oczywiście, że jeszcze dzisiaj skończy się piec.
-Okej -pociągnął spory łyk. -Kim jest ten chłopak?
Zaczyna się. Ech.
-Chodzimy razem do szkoły, ale poznaliśmy się jakiś czas na siłowni -zaczęłam. -Czasem się widujemy, to tyle.
-Tylko kolega?
-Tak jest, kapitanie -zasalutowałam i poszłam zerknąć na potrawę. -Nareszcie!
Wyciągnęłam jedzenie i uważając, by nie się nie poparzyć, nałożyłam na talerze.
-Jak czegoś chcesz, robi się z ciebie świetna kucharka -oznajmił.
Uśmiechnęłam się chytrze.
-A więc skoro już ustaliliśmy, że czegoś chcę...
-Nie powiem ci wszystkiego -zastrzegł z góry. -Ale kilka informacji będzie za niedługo ogólnie dostępnych, więc... -Posłał mi porozumiewawcze spojrzenie.
-Zamieniam się w słuch.
-Znaleziono ciało nastolatki. Przedtem została zgwałcona.
-Co jest przyczyną śmierci?
-Uduszenie -odparł. -Sprawca nie zostawił żadnych śladów.
-Więc dlaczego byliście w szkole? -drążyłam ciekawa.
-Dostaliśmy cynk od anonimowego informatora -przyznał.
-Jaki cynk? -Nie dawałam za wygraną.
-Ten informator twierdził, że to któryś z uczniów. Powiedział, że trzyma towar gdzieś w szkole.
-A wy nie mając innego punktu zaczepienia... -Zaczęłam się domyślać.
-Poszliśmy tym tropem -dokończył.
Ktoś ode mnie ze szkoły zgwałcił i zabił dziewczynę. Zdążyłam już zapomnieć jak to jest mieć ojca śledczego.
Tata zajął się jedzeniem, ale ja tylko grzebałam w talerzu. Zgwałcił i zabił. Zgwałcił i zabił. To jedno zdanie krążyło po mojej głowie niczym durna piosenka, której wcale się nie lubi, a mimo to nie da się o niej zapomnieć.
-Ronnie?
Zamrugałam i spojrzałam na niego.
-Tak?
-Coś się stało? -zapytał z troską.
-Nie, nic -westchnęłam. -Po prostu... -zastanowiłam się. -Ten informator wcale nie musi być wiarygodny, prawda?
-Niby tak, ale wiesz, jak to jest. Jeśli znajdziemy te narkotyki, to będziemy mogli sprawdzić ich właściciela. Wtedy się okaże -wytłumaczył.
-W sumie -mruknęłam zamyślona. -Co to za dziewczyna?
-Też jakaś uczennica -mruknął, kończąc kolację. -Będziesz to jadła?
Przesunęłam talerz w jego stronę i zaczęłam intensywnie myśleć.
Być może w naszej szkole jest sprawca. Chodzi swobodnie na wolności i czuje się bezkarny. Mam nadzieję, że go złapią. Życzę mu najwyższego możliwego wyroku.
Wspaniale ! Czekam na nexxxxta! !
OdpowiedzUsuńMikka XD
O jeju!! To jest genialne! Piszecie te komentarze czy nie?? Ja chce już następny! !!
OdpowiedzUsuńMari xx
Super !! Kiedy następny? ?
OdpowiedzUsuńNikka <3
O boże co się ze mną dzieje Hanica awww ♡ no poprostu cud miód i orzeszki
OdpowiedzUsuńHarry ♡
No a teraz przejdźmy do sprawy morderstwa wow na serio robi ciekawie
mam jednak przeczucia, że za tym wszystkim stoi Swain ,że to on zgwałcił i zabił żeby tylko Veronice nic się nie stało, ale o to się raczej nie martwmy mam wrażenie, że Harry nie pozwoli jej skrzywdzić ♡
ogólnie jedno wielkie AWWWWW HANICA FOREVER
no i to morderstwo ;)
Kocham tego bloga masz talent i życzę Ci dużo weny
mam nadzieję, że damy rade z tymi komentarzami
Pozdrawiam ;*
Uśmiecham się jak głupia gdy są momenty Hanici <3
OdpowiedzUsuńAaaaaaa! Pocałował ją! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńKocham momenty z nimi ♡♥♡♥♡
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału ♡♥♡♥♡♥♡♥♡
Nie wiem jak skomentować ten rozdział......
OdpowiedzUsuńzajebisty i tyle w temacie :*
Ten blog jest zupełnie inny!! Bo zawsze jest, że ona zostaje zgwałcona i na samą myśl o tym zaczyna się ciąć i bla ... bla ... bla . Potem pojawia się chłopak który stara się dowiedzieć o vo cho i bla ... bla. .. bla. To jest zupełnie coś innego !! To jest doskonłe!!
OdpowiedzUsuń25?? Yhhh ja już chce nexxxxta! ! Super! !
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nn!
Ej ludziska zostawiajcie komentarze noooo ja nie wytrzymam bez następnego rozdziału !!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńZajebisty kochana :*
OdpowiedzUsuńSuper slonko
OdpowiedzUsuńSwietny kochana
OdpowiedzUsuńBoze ale super naprawdę kocham mocno <3
OdpowiedzUsuńzostałaś nominowana do Liebster Awards ^^
OdpowiedzUsuńwięcej informacji na http://imagine-life-with-1d.blogspot.com/ ♥
Zazdroszczę takiego talentu! Czekam na następnego !!
OdpowiedzUsuńAmelja!
Woooow dziewczyno masz talent *.* Ja zaczynam się uzależniać od tego ff po prostu, wchodze co godzina, żeby sprawdzić czy nie dodałaś xD Jest jakaś szansa, by kolejny rozdział był dzisiaj???? ~~ Harriet
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale następny ukaże się najwcześniej jutro :) nie chcę dodawać aż tak często, bo gdybym ciągle musiała pisać nowe rozdziały, to zabrakłoby mi pomysłów i schrzaniłabym tę historię ;3
Usuńpodoba mi się twój styl pisania, naprawdę masz talent, szybko się czyta mimo tego że rozdziały są dosyć długie:)
OdpowiedzUsuńco do treści, jestem dosyć zaskoczona, morderstwo? hm...
+zapraszam, oczywiście jeśli chcesz:)
http://badbritish-fanfiction.blogspot.com/
http://oblivion-harrystyles-fanfiction.blogspot.com/
Superrrr rozdział:*
OdpowiedzUsuńTo co kiedy następny? ?<3 <3
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńLubie twój styl pisania z niecierpliwością czekam na następny rozdział =)
OdpowiedzUsuńTo Swain jestem pewna !
OdpowiedzUsuńHanica <3
OdpowiedzUsuńPlisskkka komentujcie no genialny rozdział
OdpowiedzUsuńNo no FBI akcja z bluzką taka niezręczna hahaha
OdpowiedzUsuń