poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 17

-Veronico Toretto, wstawaj natychmiast!
Donośny głos matki wyrwał mnie gwałtownie ze snu. Sięgnęłam ręką i otarłam oczy, zanim je otworzyłam.
 -Czego -wymamrotałam.
Ziewnęłam przeciągle i wtuliłam się mocniej w ciepłe ciało, leżące obok mnie.
 -Czy możesz mi, do jasnej cholery powiedzieć, co się tu dzieje?
 -Możesz konkretniej?
 -Co to za chłopak w twoim łóżku?! -ryknęła, tracąc cierpliwość.
Podskoczyłam, zaskoczona wybuchem i przez przypadek trąciłam łokciem Harry'ego, przez co się obudził.
 O, cholerka. Harry. No, tak. Przecież po niego zadzwoniłam, jak się źle czułam! Wstałam szybko, przez co zakręciło mi się w głowie, ale w porę złapałam się ramy łóżka.
 -Yhm... no... yy... to Harry.
Wskazałam ręką na wpół przytomnego bruneta, który też stanął na nogi i spojrzał na moją mamę.
 -Dzień dobry -przywitał się, drapiąc niezręcznie po karku.
 -Dzień dobry, Harry. Jestem Jessica, mama Veronici -odpowiedziała już spokojniej i podała mu rękę.
 -Miło panią poznać -oddał uścisk.
 -Właśnie podaję kolację, zjecie z nami?
 -A Lewrence'owie tam są? Nie zginęli podczas lotu? -spytałam z nadzieją, za co zostałam skarcona ostrym spojrzeniem. -No, dobra. Zaraz zejdziemy -uniosłam ręce w poddańczym geście i westchnęłam.
 Mama skinęła i wyszła z pokoju. Przekręciłam głowę i popatrzyłam na Harry'ego, który powstrzymywał śmiech.
 -Milutko -skomentował.
Posłałam mu całusa i podeszłam do lusterka, żeby sprawdzić, jak wyglądam. Nie było najgorzej, nie licząc potarganych włosów. Wory pod oczami i trupia bladość już zniknęły. Sięgnęłam po szczotkę i zaczęłam robić porządek na głowie.
 -Co to za Lewrence'owie? -zapytał, podchodząc do mnie od tyłu i przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej.
 -Rodzina -wzruszyłam ramionami i odłożyłam szczotkę.
Odwróciłam się przodem do niego i stanęłam na palcach, po czym pocałowałam go w kącik ust.
 -Są totalnie popieprzeni -stwierdziłam.
 Zaczął się śmiać, a potem musnął lekko moje usta. Pociągnęłam go za rękę i zeszliśmy na dół. W salonie już czekały na nas te pomioty szatana. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy okazało się, że bliźniacy przywieźli ze sobą dwóch kolegów, którzy od naszego pierwszego spotkania do mnie zarywali? Ughh...
 -Veronica, kochana! -zapiszczała podekscytowana ciocia, która jako jedyna nie zwróciła uwagi na Harrego, któremu cała reszta się przyglądała.
 -Umm, cześć -mruknęłam, niezręcznie klepiąc kobietę po plecach.
 -Co to za uroczy młodzieniec? -spytała, gdy się ode mnie odsunęła.
Otaksowała Stylesa wzrokiem, a gdy ujrzała malunki zdobiące jego ramiona, chyba przestała go uważać za uroczego.
 -Harry -powiedział pewnie, z uniesioną głowa.
Miałam ochotę przybić mu piątkę za to, że nie dał się stłamsić tym dziwolągom.
 -Jesteście razem? -Amber prowokacyjnie oblizała wargi i uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko.
 -Nie, on po prostu płaci mi za seks. -Wzruszyłam obojętnie ramionami.
Cóż, tylko Hazz się zaśmiał. Ach ci pieprzeni ignoranci, nie znają się na żartach.
 -Veronica! -skarciła mnie od razu mama.
 -Wyluzuj, przecież żartuję -prychnęłam. -A co do twojego pytania -wskazałam na piętnastolatkę. -To tak, więc spokojnie znowu możesz zsunąć uda, bo on na pewno nic ci tam nie wsadzi.
Wypowiadając te słowa, wiedziałam, ze przekraczam granicę, ale mało mnie to obchodziło. Ta mała pinda gapiła się na niego i jedyne co widziała to kutasa w jego spodniach. Czy byłam zazdrosna? Owszem, byłam kurewsko zazdrosna, bo ta mała pinda była naprawdę ładna.
Jak można było się spodziewać, moja szanowna rodzicielka straciła cierpliwość i wykopała mnie z kolacji. Na szczęście Harry poszedł ze mną, gdy postanowiłam opuścić ten dom wariatów.
 -Masz naprawdę niewyparzony język -stwierdził ze śmiechem, gdy doszliśmy do jego samochodu.
Objął mnie w talii i oparł o jego maskę.
 -Wiem co nieco o tej  gówniarze i nie jest tajemnicą dla mnie, jaka z niej dziwką -mruknęłam.
 -Zazdrosna? -wyszeptał mi do ucha, zahaczając wargami o jego płatek.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzałam mu w oczy, przygryzając wargę. Chłopak sięgnął dłonią do mojej twarzy i przejechał delikatnie palcem po moim policzku. Zatrzymał go na ustach, ówcześnie obwiódłszy ich kształt. Skinęłam lekko głowa, odpowiadając na jego pytania. Zaśmiał się melodyjnie i zostawił małego buziaka na moim nosie.
 -Nie masz o co, nie interesuje mnie nikt oprócz ciebie -zapewnił, po czym wpił się w moje usta.

Kiedy poniedziałkowego ranka szłam do szkoły, niesamowicie cieszył mnie fakt, ze na mojej twarzy nie pozostał ani jeden ślad po tej durnej bójce. No, poza szwami, rzecz jasna, Dopiero w środę mam iść na zdjęcie. Weszłam spokojnie do budynku, doskonale zdając sobie sprawę z mojego spóźnienia i masy sms'ów w moim telefonie, na które nie czułam potrzeby odpowiadania, ponieważ większość była od Harrego i dziewczyn, a przecież zaraz się z nimi zobaczę.
Sobotni wieczór spędziłam ze Stylesem na siłowni, gdzie świetnie bawiliśmy się, bijąc pięściami w nieszczęsny worek treningowy. Niedziela minęła mi samotnie, acz produktywnie. Musiałam znowu dostać się do domu Swaina i miałam pewien bardzo ryzykowny i głupi pomysł. Ale mimo wszystkich jego wad wiedziałam, że jeśli wprowadzę go w życie, to się uda. Pozostaje jeszcze kwestia reszty "ekipy", która na pewno się na niego nie zgodzi.
Złapałam za klamkę i pchnęłam drzwi, wchodząc do odpowiedniej klasy.
 -Spóźniła się pani, panno Toretto -oznajmiła chemiczka, mierząc mnie niezadowolonym wzrokiem.
Wzruszyłam ramionami.
 -Poranne mdłości -odparłam obojętnie. -Wie pani jak to jest być w ciąży.
Momentalnie wszyscy zamilkli i wytrzeszczyli na mnie oczy. Mówiąc wszyscy dokładnie to mam na myśli -nawet Hazz i Zo, którzy najczęściej byli świadkami moich żartów patrzyli na mnie jak na kosmitkę.
 -Co takiego? -wykrztusiła nauczycielka.
 -Serio w to uwierzyliście? -parsknęłam śmiechem, zwracając się do moich rówieśników. -Tacy naiwni. -Westchnęłam i pomaszerowałam do ławki.
Niestety sala chemiczna miała to do siebie, że stoliki były jednoosobowe, więc nie miałam do kogo gęby otworzyć. No, chyba, że do siebie, co pewnie nikogo by nie zdziwiło. Minęło kilka minut, a na moim zeszycie wylądowała karteczka zwinięta w kulkę. Wyprostowałam ją szybko i zaczęłam czytać:

Mówiłaś takim poważnym głosem, że naprawdę ci uwierzyłem. Nie strasz mnie tak nigdy więcej.

Spojrzałam na Harrego i pokręciłam głową z rozbawieniem. Sięgnęłam po długopis i odpisałam.

Cóż, chemia to suka, w dodatku o ósmej rano. Nie mam humoru tak wcześnie, więc musiałam go sobie sprawić, robiąc sobie żarty z waszej naiwnej populacji.

Nabazgrałam jeszcze karykaturę kobiety, którą podpisałam Ms. Mills, czyli nazwiskiem nauczycielki, która obecnie pierdoliła coś o węglowodorach i odrzuciłam zwitek chłopakowi. Zachichotał głośno i niedyskretnie, zarabiając tym ostrzeżenie od pani Mills. Jednak nim zdążył mi odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek. Szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam przed klasę, czekając na kogokolwiek, kto miałby ochotę ze mną pogadać. Szczerze to czekałam na Harrego, ale szybciej zjawiła się Zoey, która zaciągnęła mnie do szkolnego kibla, chcąc poprawić makijaż. Uznałam to za idealny moment, aby przedstawić jej kolejny plan z serii Genialne pomysły panny Toretto, zwłaszcza, że w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz nas.
 -Chyba zwariowałaś! -krzyknęła i zdzieliła mnie kosmetyczką po głowie.
Auć.
 -Wcale nie zwariowałam -odparłam, masując bolące miejsce. -To jest naprawdę genialne, po prostu nie umiesz tego dostrzec.
 -To chyba ty nie umiesz dostrzec tego, że upadłaś na głowę. Twój pomysł jest niedorzeczny i nie ma opcji, że to zrobisz -upierała się.
 -Nie to nie -burknęłam. -Dam radę sama.
 -Na pewno nie! -żachnęła się.
 -Zabronisz mi? -Uniosłam brew, śmiejąc się.
Obie dobrze wiedziałyśmy, że nie może mnie do niczego zmusić. To nie wchodziło w grę, zwłaszcza, jeśli chodziło o Swaina.
 -Ja nie, ale Harry zrobi to za mnie.
Szczęka mi opadła.
 -Co?! Od kiedy tak go lubisz, hm? -prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
 -Nie lubię go, po prostu wiem, że ma wystarczająco oleju w głowie i siły w rękach, żeby cię powstrzymać.
I nie dając mi jakiejkolwiek szansy na ripostę, wyszła.

*

Lmao ludzie ja wróciłam! Czaicie to??!! Czuję się tak mega dziwnie pisząc tu znowu, ale jednocześnie jestem zadowolona :) rozdziały będą raczej rzadko, około raz w tygodniu, ale mam nadzieję, że mimo to ktoś zostanie :D w każdym razie chciałam jeszcze raz zaprosić na mojego bloga na wattpadzie, do którego link znajdziecie w poprzednim poście. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście tam zajrzeli, skomentowali i dali gwiazdkę :* Do następnego! <3

czwartek, 22 stycznia 2015

EJ

Zapraszam do mnie na wattpad http://www.wattpad.com/story/31213255 nowe ff również o Harrym :) polecajcie znajomym :D

czwartek, 1 stycznia 2015

WITAM PONOWNIE!

OMFG LUDZIE JA SERIO NIE SĄDZIŁAM, ŻE KIEDYKOLWIEK POWRÓCĘ DO TEGO BLOGA. BA, ŻE W OGÓLE BĘDĘ JESZCZE COŚ PISAĆ. ALE COŚ MNIE OSTATNIO TKNĘŁO... I TAK SIĘ ZŁOŻYŁO, ŻE MAM NAPISANE JUŻ DO 25, BODAJŻE, ROZDZIAŁU I POSTANOWIŁAM, ŻE JAK BĘDĘ MIAŁA JAKIEŚ 30 I KTOŚ BĘDZIE CHCIAŁ TO DALEJ CZYTAĆ, TO DODAM.
NO I KURCZĘ, WCZORAJ KTOŚ DODAŁ KOMENTARZ, KTÓRY SPRAWIŁ, ŻE AŻ ZACZĘŁAM SKAKAĆ Z RADOŚCI. SERIO.
DLATEGO... HMM... NO CÓŻ, JEŚLI KTOŚ CHCIAŁBY KONTYNUOWAĆ PRZYGODĘ Z VERONICĄ I HARRYM, TO PROSZĘ O KOMENTARZE.
TAK WIĘC, PISZCIE, KOMENTUJCIE... MOŻE WZNOWIĘ BLOGA ;)))))))))))))))
ALE OD RAZU MÓWIĘ, ŻE BĘDZIE KILKA ZMIAN. CZYTAŁAM OPUBLIKOWANE ROZDZIAŁY I JEST KILKA RZECZY, KTÓRE CHCIAŁABYM POPRAWIĆ, ALE TO WYTŁUMACZĘ, GDY JUŻ BĘDZIE PEWNE, CZY "SHE WAS TERRIFIED" POWRÓCI. :*