poniedziałek, 14 lipca 2014

Chapter 3

 -Może cię podrzucić, Veronico? -odwróciłam głowę i ujrzałam pana Khana, jednego z moich nauczycieli, którego ojciec jest "przyjacielem rodziny".
 -Nie, dziękuję. Przejdę się -odparłam uprzejmie. -Nie chcę robić panu kłopotu.
 -Ależ to żaden kłopot -zapewnił mnie. -Poza tym właśnie się do was wybieram. Ojciec poprosił mnie, abym zabrał papiery, które przypadkowo zostawił w waszym domu -dodał.
 -No dobrze -zgodziłam się.
Przecież to nie obcy facet, tylko znajomy mamy i jej męża.
 -Dziękuję panu -rzuciłam, zajmując miejsce pasażera.
Historyk odpalił samochód i opuścił szkolny parking.
 -Gratuluję wygranej w konkursie.
 -Och, dziękuję -bąknęłam.
Nie znosiłam, gdy ktoś mnie chwalił lub komplementował. Czułam się wtedy taka... zauważalna i odkryta.
 -Jak ci idzie w szkole? -zagadnął po raz kolejny.
 -W porządku.
 -Wspaniale.
Z każdą chwilą coraz bardziej żałowałam, że jednak zgodziłam się wsiąść. Nie miałam o czym z tym człowiekiem rozmawiać, a cisza, która właśnie zapadła na pewno nie miała nic wspólnego ze swobodą.
 -Na śmierć zapomniałem! -zawołał pan Khan. -Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli wstąpimy po drodze do mojego mieszkania? Zostawiłem pewne dokumenty.
 -Proszę się nie fatygować -odparłam pospiesznie. -Może mnie pan tu wysadzić. Przejdę się.
 -To byłoby bardzo niegrzeczne z mojej strony. To zajmie tylko chwilę.
 -No...dobrze.
Khan skręcił w jakąś boczną uliczkę, a ja wyglądałam przez okno dochodząc do wniosku, że gdybym poszła piechotą, to byłabym już w domu. Ponadto zmierzchało, ponieważ dochodziła pąta wieczór, a wiadomo, że w grudniu dni są krótkie.
 -Już niedaleko.
Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy, nigdy nie byłam w tej części miasta, a mrok jakoś specjalnie nie pomagał mi w rozeznaniu. Nagle nauczyciel zahamował gwałtownie i gdyby nie pasy bezpieczeństwa, zaryłabym czołem w przednią szybę. Spojrzałam na mężczyznę, a wyraz jego twarzy mnie przeraził.
 -Jesteś taka śliczna. -Dotknął mojego kolana. Po moim organizmie rozpłynęła się panika. Czułam ją w każdej pojedynczej cząsteczce ciała. Strzepnęłam jego rękę i jak najszybciej wysiadłam. Zaczęłam biec przed siebie, nie znając celu ucieczki. Słyszałam za sobą jego kroki, to jak mnie wołał. Moja kondycja wynosiła poziom zerowy, chwilę później zwolniłam ledwo łapiąc oddech. Nie miałam szans. Złapał mnie i wepchnął w jakiś zaułek. Przycisnął mnie do ściany szepcząc:
 -Taka niewinna.
Jego oddech owiał moją twarz.
-Pragnę cię. -Zaczął całować moją szyję.
Szarpnęłam się i uderzyłam napastnika w ramię. Jego uścisk stał się nieco lżejszy. Ale to było za mało, abym mogła uciec. Zamiast tego walnął mnie w twarz. Nie otwartą dłonią, tylko pięścią. Policzek zapiekł mnie strasznie. Nie poprzestał na tym. Zadał następny cios. I kolejny, i kolejny.  Zaczął mną trząść i raz po raz uderzałam głową o zimną powierzchnię ściany jakiegoś obskurnego budynku. Najgorszy ból poczułam w łydce. Kiedy nieprzytomnie popatrzyłam w dół, zauważyłam, że kość przebiła skórę. Ale on nadal nie przestawał. Zdzierał ze mnie ubrania, mówiąc mi obrzydliwe rzeczy. Jego ręce i usta były wszędzie. Krzyczałam. Krzyczałam i płakałam najgłośniej jak mogłam.

Trzymał mnie. Znowu położył na mnie swoje ohydne łapy. Zaczęłam się wyrywać, a łzy znaczyły moje policzki.

 -Uspokój się! Hej, nic ci nie zrobię! -Głos dobiegł moich uszu jakby z daleka.
Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że to nie z Khanem się szarpię, a z jakimś nieznajomym chłopakiem. Właściwie to nie był nieznajomy, tylko Zayn Malik. Jeden z tutejszych "gangsterów" od Stylesa. A ich wszyscy znają.
Czarnowłosy pochylał się nade mną trzymając mnie za ramiona. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowaliśmy i okazało się, że to gabinet pielęgniarki.
O Boże. Wspomnienie. To było tylko wspomnienie.
 -Co się stało? -spytałam, kiedy mnie puścił.
Natychmiast zaczęłam wycierać oczy. Było mi wstyd.
 -Zemdlałaś na historii -odparł, siadając na skraju kozetki.
Historia. To znaczy, że... Khan. On tu jest. Czyli nie wszystko było złudzeniem...
 -No i się uderzyłaś. Masz rozcięte czoło -dodał, wskazując mi palcem miejsce rany. -Czujesz się lepiej?
 -Ja... -Wzięłam głęboki oddech i podniosłam się. -Tak. Chyba tak. Gdzie pani Marx?
Wzruszył ramionami przyglądając mi się bardzo... wnikliwie.
 -Chyba poszła napisać raport albo coś z twojego wypadku.
 -Więc dlaczego ty tu jesteś? -Uniosłam brwi.
 -Bo cię przyniosłem.
 -Och -mruknęłam. -Przepraszam -dodałam po chwili. -Nie chciałam cię zaatakować.
 -W porządku. To tylko atak paniki. Zdarza się.
Atak paniki. Gdybyś wiedział, jak idealnie trafiłeś.
 -Wracamy na lekcję? -spytał i stanął na przeciwko mnie.
 -Okej -mruknęłam cicho.
Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Nie wiedząc dlaczego szłam blisko niego, a nasze ramiona się o siebie ocierały. Byłam mu ogromnie wdzięczna, że mnie stamtąd zabrał. Dzięki niemu byłam daleko od tamtego zwyrodnialca. Gdybym musiała, to z uśmiechem na ustach skoczyłabym dla Zayna w ogień. I tak, zdaję sobie idealnie sprawę z tego, że moje odczucia są wręcz surrealistyczne. Ale kiedy zerknęłam w jego stronę, w moim mózgu zapaliła się zielona lampka informująca, że on zalicza się do kategorii przyjaciół.
 -Jestem Veronica.
Popatrzył na mnie z cieniem uśmiechu na ustach.
 -Wiem -odparł. -A ja jestem...
 -Zayn -dokończyłam za niego. -Wiem.
 -To formalności mamy za sobą.
 -Chyba tak -przytaknęłam.
Zupełnie specjalnie wlokłam się jak żółw po wylewie, żeby tylko opóźnić moment powrotu do klasy. Mulatowi to chyba nie przeszkadzało, bo nie narzekał na moje powolne tempo.
 -Czy to, co stało się w gabinecie pani Marx może zostać między nami? -spytałam cicho.
 -Tak, pewnie -zgodził się. -Ale to nic wstydliwego, wiesz? Każdy miewa czasami napady paniki.
 -Ale nie każdy podczas nich bije osobę, która chce pomóc -zripostowałam, a Zayn cicho się zaśmiał
 -To prawda. -Pokiwał głową. -Możesz być spokojna, nikomu nie powiem.
Odetchnęłam z ulgą.
Przestałam zupełnie rozumieć, dlaczego ich grupa cieszy się tak złą sławą. Wcześniej nie znałam żadnego z nich, ale najpierw Harry, teraz Zayn... przecież oni są mili.
 -Dzięki. Za wszystko.
 -Nie ma sprawy, Torreto. -Zaśmiał się i znowu otworzył przede mną drzwi, z tym, że tym razem wcale nie chciałam przez nie przechodzić.
Kiedy znaleźliśmy się w klasie, uczniowie zwrócili ku nam swoją uwagę, co jest dość oczywiste. Omal się nie skuliłam pod spojrzeniem diabelskich oczu Noela Khana.
 -Czuje się już pani lepiej, panno... -zawiesił głos, udając, że nie ma pojęcia kim jestem.
Co. Za. Łajdak.
 -Toretto -uzupełniłam. -Niestety, nadal mi niedobrze -rzuciłam mu wyzywające spojrzenie.
Okazywanie strachu to fatalne posunięcie. Nie zamierzam dać mu tej satysfakcji. Wolę obrazować się na odważną. I wściekłą.
Kiedy szliśmy do ławek uśmiechnęłam się do Zayna i skinęłam mu głową w niemym podziękowaniu.
 -To było straszne! -Pierwsze słowa, które wyszły z ust Zoey po opuszczeniu pracowni historycznej jakoś specjalnie mnie nie zaskoczyły.
 -Straszne to za mało powiedziane! -Jak zwykle siostry Nelson muszą się przekomarzać, choć i tak mają to samo zdanie.
 -Tylko zemdlałam -próbowałam je zbyć udając, że gorąco szukam czegoś w swojej szafce.
 -Tylko? Uderzyłaś głową o ławkę! -krzyknęła Vic.
 -I byłaś blada jak trup. Wiesz jak to wyglądało w połączeniu z krwią?
 -Zakładam, że źle. -Wywróciłam oczami.
Nie chciałam o tym gadać.
 -Dajmy już temu spokój -poprosiłam, nim posypały się kolejne pytania i opisy tego jakże nieszczęsnego zdarzenia. -Ludzie mdleją codziennie, a ja przesadziłam wczoraj z treningiem.
 -Powinnaś coś zjeść -zauważyła Zo z troską.
 -Zdecydowanie popieram -dodała Vic.
 -Chodźmy w takim razie na stołówkę. Szkoda by było przegapić ten pyszny szkolny obiad! -zawołałam ironicznie, udając entuzjazm. Śmiejąc się ruszyłyśmy przez korytarz.
Kiedy zajęcia dobiegły końca, byłam prawie w stu procentach wyluzowana. Przekonywałam samą siebie, że fakt, iż Khan zaczął uczyć właśnie tutaj, nic nie musi znaczyć. Może rzeczywiście mnie nie poznał, w końcu minął duży kawał czasu, a ja bardzo się zmieniłam. Mówiąc bardzo mam tu na myśli metamorfozę począwszy od zmiany fryzury, aż do zmiany charakteru. A nawet jeśli wie kim jestem, to niczego to nie zmienia. Przecież nie będę na tyle głupia, aby zostawać z nim sam na sam.
Szłam przez parking podziwiając piękne auta bogatych dzieciaków. Ile ja bym dała za taki wypasiony samochód... lub jakikolwiek inny. Chyba zacznę odkładać pieniądze.
 -Potrzebujesz podwózki? -Usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam Zayna.
 -Mam na to wsiąść? -Wskazałam palcem motor, na którym siedział. -W skali od jednego do dwunastu jakie jest prawdopodobieństwo wypadku? -spytałam siląc się na profesorski ton.
 -Dwanaście -odparł pewnie.
 -Wspaniale -podeszłam do niego i odebrałam kask z jego rąk.
 -A tak właściwie, to czemu w skali od jednego do dwunastu?
 -Skąd mam wiedzieć? Mówię pierwsze, co przyjdzie mi do głowy. Ciesz się, że nie użyłam pierwiastków. -Posłałam mu uśmiech.
 -Chyba jesteś trudną osobą -zauważył.
 -Trochę -przyznałam. -Czy jeśli podam ci mój adres, to nie włamiesz się w nocy i nie powiesisz mnie na wiatraku, który mam na suficie? -Przekrzywiłam głowę. -Bo jeśli tak, to możesz mnie wysadzić dwie przecznice od mojego domu.
Chłopak pokręcił głową i zaczął się śmiać. Podałam mu adres i zajęłam miejsce za jego plecami. Boże, chyba zamiast na samochód zacznę odkładać na motor. Jeździ się zajebiście!
Podróż zajęła tylko kilka minut, więc gdy Zayn zaparkował pod moim domem byłam zawiedziona.
Po raz milionowy włączył mi się syndrom dziecka i zaczęłam marudzić.
 -Specjalnie wybrałeś najkrótszą drogę, nie dałeś mi się nacieszyć -obwieściłam naburmuszona i klasycznie założyłam ręce na piersi. Gdybyście tylko widzieli jego minę.
 -W takim razie, dziecino, co powiesz na to, abym nauczył cię jeździć?
Wyobraźcie sobie moją minę, gdy powiedział dziecino.
 -Cóż, pozwolę ci dostąpić tego zaszczytu, ale błagam, nie mów tak więcej -odparłam dramatycznym głosem.
 -Stoi.
Zayn odpalił motor, a ja pomachałam mu, gdy odjeżdżał.
Przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam do środka. W przedpokoju zauważyłam dwie torby podróżne.
To znaczy, że wrócili.
A tak fajnie mieszkało mi się samej.
 -Cześć, Ronnie -przywitała mnie mama.
 -Nie nazywaj mnie tak -burknęłam wchodząc do kuchni.
Poszła za mną.
 -Musisz być taka? Przed chwilą wróciłam i nie zdążyłam powiedzieć niczego, co mogłoby cię zdenerwować, a ty jesteś na mnie zła -odpowiedziała z wyrzutem.
 -Nie jestem zła. -Posłałam jej najsztuczniejszy uśmiech na jaki było mnie stać, a ona prychnęła.
Grzebałam w szafce w poszukiwaniu kawy, ale jej nie było.
 -Keith zaparzył sobie resztki -poinformowała mnie, doskonale wiedząc, czego szukam.
 -Przecież to było moje -naburmuszyłam się. -Mówiłam wam, że macie nie ruszać mojej kawy.
 -Spuść z tonu, Veronica. -Oparła ręce na biodrach i przybrała groźną minę.
Jakby mnie to ruszało.
 -Co ci się stało w czoło? -Zmarszczyła brwi przyglądając mi się.
 -Uderzyłam się. I nie udawaj, że cię to obchodzi -rzuciłam lekceważąco. -Dlaczego wziął coś, co należało do mnie? -Dalej drążyłam temat.
 -Dopiero, co wróciliśmy, Keith prowadził całą drogę i skoro miał ochotę na cholerną kawę, to mógł ją sobie wypić -dokończyła wzdychając zniecierpliwiona.
Czyżbym ją zdenerwowała? Ups.
 -Och, skoro Keith miał na coś ochotę -zaczęłam ją przedrzeźniać.
 -O co ci chodzi? -przerwała mi.
 -Nieważne, zapomnij. Powinnaś się martwić swoim mężem -rzuciłam i ruszyłam do drzwi frontowych.
 -Gdzie myślisz, że się wybierasz? -zaczęła za mną leźć.
 -Po kawę, którą ktoś miał czelność mi wypić -warknęłam. -A nie, chwila, skoro chciał to mógł. Wybacz, że zdążyłam zapomnieć jak to działa w tym domu. -Trzasnęłam drzwiami i z ulgą opuściłam to przeklęte miejsce.
Okej, może kawa to słaby powód do kłótni i mama miała rację, gdy mówiła, że niczym nie zawiniła, ale to całe napięcie po spotkaniu z Khanem... Sądziłam, że wyluzowałam, ale tak naprawdę tylko stłumiłam uczucia. A kiedy nazwała mnie Ronnie, szlag mnie trafił. Tylko tata mógł tak do mnie mówić. I mówił, dopóki go nie zdradziła i nie odeszła do tego faceta.
Ochłoń Toretto, ochłoń.
Ruszyłam się z miejsca i zaczęłam iść w stronę centrum. Może kogoś spotkam albo coś.
Kilkanaście minut później byłam już w kawiarni, w której pracuje Gemma. Zamówiłam i usiadłam przy stoliku obok okna.
 -Cześć, Gemma. -Uśmiechnęłam się i z nieukrywaną wdzięcznością przyjęłam kubek po brzegi wypełniony moim ulubionym napojem.
 -Hej, Veronica -odparła. -Jak tam?
 -Bywało lepiej. -Wzruszyłam ramionami.
 -Co się stało?
 -Pokłóciłam się z mamą. -Westchnęłam.
 -Och, nie zazdroszczę. Zraniłaś się? -Wskazała na plaster na moim czole.
 -Uderzyłam się o ławkę. Nic wielkiego -zapewniłam. -A co u ciebie?
 -Mój brat to zaborczy dupek, nic poza tym. -Zrobiła kwaśną minę i usiadła na przeciwko mnie.
Lokal był prawie pusty, więc mogła sobie na to pozwolić.
 -Opowiadaj -zachęciłam.
 -Kiedy tu nie ma nic do opowiadania. Nie lubi mojego chłopaka i zabrania mi się z nim spotykać -skrzywiła się. -Jakby miał do tego prawo! -dodała oburzona po chwili.
Już miałam coś powiedzieć, kiedy za oknem rozległy się krzyki.
Harry właśnie bił jakiegoś chłopaka. Tak, mówię, że on go bił, a nie, że się bili. Po minie Gemmy mogłam wywnioskować, kto jest tym biedakiem. Jak najszybciej podniosłam się z krzesła i wybiegłam przed kawiarnię. Obserwatorów przybywało z każdą sekundą, ale żaden nie garnął się, aby odciągnąć Stylesa od tego chłopaka. No cóż, skoro nikt w towarzystwie nie ma jaj, to chyba ja muszę coś zrobić.
 -Harry, zostaw go! -dziewczyna zaczęła krzyczeć. -Proszę, puść go!
Nie posłuchał. Co za niespodzianka. Przecisnęłam się przez tłum i wreszcie do nich dotarłam. Złapałam Stylesa za ramię i szarpnęłam z całej siły. Nie był na to przygotowany, więc korzystając z okazji wepchnęłam się między niego, a jego ofiarę.
 -Ty? -zmarszczył brwi. -Odsuń się, to nie twoja sprawa.
 -A będzie moja, jak dam ci w twarz? -zapytałam wyzywająco.
Wywrócił oczami, ale chyba zdecydował ustąpić.
 -Z tobą jeszcze nie skończyłem. -Wskazał palcem na chłopaka swojej siostry.
Gemma podbiegła do niego i pomogła mu wstać.
 -Jesteś okropny, Harry! -krzyknęła.
 -Pieprzę to -warknął.
Przeniósł wzrok na mnie.
 -Przerwałaś mi zabawę, więc idziesz ze mną.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć albo chociaż się odsunąć, złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę swojego wozu.
 -Harry, puść ją! -zawołała za nami jego siostra.
 -No na pewno -odparł ironiczne.
Nawet mu się nie wyrywałam, w sumie po co. Jeśli mam być szczera, to chciałam z nim iść. Byłam ciekawa, co zamierza.
 -Ej, koleś! -krzyknął jakiś facet. -Nie wiem za kogo się uważasz, ale lepiej dla ciebie, żebyś ją puścił.
 -A jak nie, to co? -Zaśmiał się. -Przeszkodzisz mi?
Aby uniknąć kolejnej burdy, zabrałam głos:
 -Nagle wszyscy odważni -wywróciłam oczami. -Ale gdy go bił, to nie było chętnych do pomocy. Proponuję wezwać karetkę i się rozejść, nic tu po gapiach.
Wyrwałam rękę z uścisku Harrego i wsiadłam do jego wozu. Znowu usłyszałam jego kpiarski śmiech, a chwilę później siedział już w aucie na miejscu kierowcy i odpalał silnik.
 -Gdzie jedziemy? -zapytałam, niby to od niechcenia
 -Chcę ci coś pokazać -Uśmiechnął się tajemniczo.
 -Co takiego?
 -Prawdziwy boks -oznajmił.

13 komentarzy:

  1. Uuuuuuuu zajebiste czekam na nexta :D ☆★☆★

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja sie rozkreca ;)
    Chce nn *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. trzyma w napięciu, czekam na nn :3

    zapraszam do mnie, pojawił się nowy imagine o Niallu na http://imagine-life-with-1d.blogspot.com/ :) x

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity!
    Jestem ciekawa, czy z relacji Harry'ego i Ronnie wyniknie coś więcej :*
    Czekam na następny rozdział ;*

    zapraszam do sb ;*
    http://different-world-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. O kuźwa ja chce już następnego !!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie znalazłam tego bloga hsjsjdkwkkdid jest świetny

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooo dzieje się dzieje xd czekam nn !

    OdpowiedzUsuń
  8. Harry taki agresywny xd czekam na kolejny rozdział C:

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny jestem ciekawa co będzie dalej ja już ich shippuje ♡ Harry + Veronica = Verry ? Hanica? Nwm ,które lepsze XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi osobiście najbardziej podoba się Harry + Ronnie = Honnie ;3

      Usuń
  10. Boże ja myślałam, że na serio on jej coś zrobi! ! :/ ludzie komentujcie, bo ja już nie wytrzymam !!!!!!
    Masz talent $
    G.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny blog! Nie czytałam jeszcze opowiadania w którym dziewczyna trenowała by boks. Oryginalny pomysł. Na pewno będę czytać.

    Sama dopiero zaczynam nowe ff i było by mi bardzo miło gdybyś je zrecenzowała
    http://bake-in-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaaaa no i następny cudowny rozdział <3
    Powiem szczerze że bardzo podoba mi się Hazz w takim wydaniu ;)
    I już lece czytać dalej :)
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń