Stałam jak słup soli jeszcze kilka chwil, aż do pomieszczenia zaczęły napływać roześmiane pierwszoklasistki. Wtedy się ocknęłam i wyszłam na korytarz. Byłam wściekła. Rozumiem, że to, co wymyśliłam jest dość szalone i na początku wydaje się po prostu głupie, ale nie potrafię odpuścić, bo wiem, że to się uda. Bez względu na obrót sytuacji byłabym w stanie osiągnąć cel.
Ciekawi was, co takiego wymyśliłam? Otóż jak wspominałam -niedziela była dla mnie bardzo produktywnym dniem. Niezliczoną ilość godzin spędziłam gromadząc informacje o Swainie, jego żonie, rodzicach, przyjaciołach... Ale nic tam nie było. Przynajmniej nie to, czego potrzebowałam. Ten facet nigdy nawet cholernego mandatu nie dostał. W pewnym momencie przypomniałam sobie o tajemniczej dziewczynie, z którą rozmawiał tego feralnego dnia, gdy włamałam się do jego domu. Nie mogłam przestać myśleć, że skądś znam jej głos, ale kompletnie nikt nie przychodził mi do głowy. Wtedy wpadłam na pomysł, że łatwo mogę się tego dowiedzieć -wystarczy tylko znowu złamać prawo i ukraść telefon Noela. Jednak to nie ta część mojego planu tak rozzłościła Nelsonównę. Sprawy miały się tak, że sprowokowałabym jakąś dogodną sytuację i zwinęła facetowi komórkę, wysłała panience wiadomość z prośbą o spotkanie, po czym oczywiście usunęłabym wszystkie dowody i podrzuciła przedmiot z powrotem. Podczas gdy Ali zjawiłaby się w odpowiednim miejscu i dowiedziała, z kim ten palant spiskuje, ja zajęłabym się nim samym, a Zoey i Vic poszperałyby w jego mieszkaniu. Czyż to nie jest genialne? Najwyraźniej fakt, że byłabym sam na sam ze Swainem ma większe znaczenie niż to, że dostałabym odpowiedzi, których potrzebuję. Według mojej przyjaciółki, rzecz jasna. Rozumiem, że się o mnie martwi i nie chce mnie w jego pobliżu po tym, co mi zrobił, ale poradziłabym sobie. Nie jestem już tą małą ofiarą losu, którą byłam wcześniej i dałabym radę zatrzymać go przez jakąś godzinę i wyjść z tego bez szwanku. Ale ona najwyraźniej nie potrafi tego zrozumieć.
Do szatni od wuefu weszłam już po dzwonku, więc jak najszybciej zamieniłam moje dżinsy i sweter na krótkie, obcisłe spodenki i czarny T -shirt z napisem "Fuck me I'm fat". Pobiegłam na salę gimnastyczną, gdzie wszyscy robili już okrążenia. Przeprosiłam nauczyciela i dołączyłam do biegu. gdy zobaczyłam, że Zoey rozmawia z Harrym i patrzą na mnie, dostałam jebanego szału. A więc jednak -zdecydowała, że zmusi mnie, abym odpuściła. Jeszcze czego. Przyspieszyłam i po kilku sekundach biegłam jako pierwsza, coraz bardziej oddalając się od reszty. Jakieś pięć minut później, gdy inni ziajali po truchcie, ja czułam palenie w gardle po sprincie.
-Nie przetrenuj się, Toretto -zawołał nauczyciel, gdy zbliżałam się do szeregu. -Jutro są zawody i nie chcę nawet słyszeć, że moja najlepsza zawodniczka nie jest w stanie wziąć w nich udziału.
Skinęłam głowa i odgarnęłam z czoła zbłąkany kosmyk włosów, który jakimś cudem wydostał się z kitki.
-Dobra -wuefista kontynuował, odkładając dziennik na ławkę. -Dzisiaj dziecinna gra, którą znacie pod nazwą "zbijak" -oznajmił. -Tylko się nie pozabijajcie. -Rzucił we mnie piłką, którą odruchowo złapałam, nim uderzyła w mój brzuch. -Będziesz kapitanem, Veronica. -Gestem ręki pokazał, żebym stanęła przed resztą. -Hmm -zastanawiał się. -Anderson, chodź -mruknął, a obok mnie stanął ciemnoskóry chłopak, niewiele wyższy ode mnie, co było naprawdę zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że mierzę zaledwie sto pięćdziesiąt trzy centymetry.
-Wybieraj. -Westchnęłam i podrapałam się po czole w miejscu opatrunku, gdyż skóra tam cholernie swędziała mnie od kilku dniu.
-Panie mają pierwszeństwo -odparł uprzejmie.
Wywróciłam mentalnie oczami i przywołałam do siebie Zayna, który szturchnął mnie w zebra, gdy stanął u mojego boku. Szybko podzieliliśmy drużyny, a ja bardzo cieszyłam się z tego, że zarówno Zoey, jak i mój chłopak, o ile mogę go tak nazwać, byli w tej przeciwnej. Rozległ się gwizdek, oznajmiający rozpoczęcie gry, więc bez większego namysłu zrobiłam kilka kroków w przód i rzuciłam z całej siły. Piłka przeleciała milimetry od głowy Zo i rąbnęła w ścianę z hukiem, po czym wróciła na nasza połowę, gdyż nikt nie zdołał jej zatrzymać.
-Serio? -parsknęła blondynka. Coś czuję, że będzie cyrk. -Jemu też będziesz celować w twarz? -Wskazała palcem Stylesa, a wszyscy zebrani z ochotą zaczęli się przysłuchiwać i przyglądać przedstawieniu.
-Nie zachowuj się, jakbym nie miała powodu -burknęłam.
-No jasne! -krzyknęła. -Wkurzyłaś się, bo nie chcę żebyś się wpakowała w kłopoty! Powinnaś być mi wdzięczna!
Otwierałam już usta, żeby kazać jej się zamknąć, ale wtrącił się lokowaty. Ugh.
-Ona ma rację -powiedział do mnie, biorąc stronę mojej przyjaciółki,
-Jasne -prychnęłam i mocniej ścisnęłam piłkę w dłoni. -Oboje jesteście beznadziejni -oznajmiłam i rzuciłam.
Ale ani w niego, ani w nią. Za pierwszym razem przesadziłam i nie zamierzałam tego powtarzać -to, że ta głupia Zoey jest czasem, na przykład dziś, jak kula u nogi wcale nie znaczy, ze mam przypierdolić jej durną piłką w twarz. Dziewczyna, którą trafiłam w ramię była lekko zaskoczona i dopiero po chwili gra się wznowiła.
Po skończonej lekcji wuefu szybko pobiegłam się przebrać i nie zwracając uwagi na nikogo i na nic, poszłam na stołówkę. Nie byłam nawet głodna. Nakładając na talerz sałatkę z kurczakiem dobrze wiedziałam, że wyląduje ona w koszu, a nie w moim żołądku. Usiadłam przy stole sama i pokazałam środkowy palec grupce drugoklasistek, które bezczelnie się na mnie gapiły. Nie musiałam długo czekać, aż ktoś się do mnie dosiadł. Podniosłam głowę i wlepiłam wzrok w szmaragdowe tęczówki chłopaka.
-Nic nie mów -poprosiłam, gdy otwierał usta. Pokiwał głową, a ja kontynuowałam. -Wiem, że to może wydawać się zwariowane i nierozsądne, ale musisz zrozumieć, że nie proponowałabym tego, gdybym nie była pewna, że się uda.
Odsunęłam od siebie talerz z jedzeniem, a dłonią znowu powędrowałam do zszytej skóry, która tak kurewsko swędziała. Nie mogłam się doczekać wizyty u lekarza.
-Gdyby dziewczyny się zgodziły, nie powiedziałabyś mi o tym, co zamierzacie, prawda? -spytał cicho.
Zacisnęłam wargi i przyznałam mu rację. Nawet o nim nie pomyślałam, planując to wszystko.
-Dowiedziałbyś się po fakcie -szepnęłam, bo zrobiło mi się głupio.
-Dlaczego? -Spojrzał na mnie intensywnie, a ja skuliłam się w sobie, widząc ten wzrok.
Był rozczarowany.
-Nie wiem -wyznałam zgodnie z prawdą. -Po prostu... -urwałam i zakryłam twarz dłońmi. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. -Ja chcę tylko mieć to już za sobą. Chcę, żeby go nie było i zrobię wszystko, co trzeba, aby do tego doprowadzić.
Harry patrzył na mnie przez kilka sekund, po czym wstał. Spodziewałam się, że odejdzie, ale zamiast tego zmienił miejsce z tego na przeciwko mnie, na to obok. Przysunął się blisko i złożył krótki pocałunek na mojej skroni.
-Zrobimy to, jeśli zgodzisz się na kilka zmian -powiedział z westchnieniem.
Rozluźniłam się, gdy słowa opuściły jego usta i uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie. Pochyliłam się i ucałowałam lekko jego policzek.
-Zamieniam się w słuch.
-Po pierwsze, nie ma opcji, że to ty odwrócisz jego uwagę.
Chciałam się odezwać, tłumacząc mu, że z dziewczyn to ja nadaję się do tego najbardziej, ponieważ improwizacja i udawanie wychodzi mi nadzwyczaj dobrze, ale nie dopuścił mnie do głosu.
-Siedź cicho i słuchaj -upomniał mnie, a ja posłusznie skinęłam głową. -Ja się nim zajmę, Dopilnuję, żebyś miała czas, aby dowiedzieć się, co ten dupek ukrywa.
-Jak chcesz to zrobić?
-Wymyślę coś -obiecał.
Chciałam się sprzeciwić, nie zgodzić, ale właściwie czemu nie? Jego propozycja była całkiem okej, więc nie miałam ku temu żadnych powodów.
-Dobrze -powiedziałam w końcu. -W piątek w szkole zabiorę jego telefon i umówię spotkanie z tą dziewczyną.
Miałam mówić dalej, ale dosiadły się trzy blondynki, i jedna z nich nie wydawała się już tak wściekła jak kilkanaście minut temu.
-W piątek w szkole zabiorę jego telefon i umówię spotkanie z tą dziewczyną -powtórzyłam. -Wy -wskazałam na siostry Nelson -dowiecie się kim ona jest. Harry zajmie Swaina, a ja i Ali przeszukamy dom. To znaczy ja to zrobię, ty staniesz na czatach -sprostowałam, zwracając się do Alice. -Z tego co wiem, jego żona pracuje do późnego wieczora, ale różnie to bywa.
-Ok. -Zgodzili się.
Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o ramię bruneta. On bez słowa przytulił mnie do siebie i zaczął bawić się moimi włosami.
-Jesteście uroczy -zauważyła Vicky.
Zaśmiałam się na jej uwagę i jeszcze bardziej wtuliłam w silne ramiona.
-Jak zamierzasz dostać się do jego telefonu, tak właściwie? -Alice spojrzała na mnie z zaciekawieniem, a reszta do niej dołączyła.
-Uhh, to łatwe -mruknęłam. -Wiecie, jak kieszonkowcy wykonują swoją robotę? Niby przypadkiem na kogoś wpadają i bum, portfela nie ma.
-Umiesz coś takiego?
Skinęłam głową i zaśmiałam się na ich miny.
-Kiedyś pomagałam wujkowi w pracy. Jest prywatnym detektywem i nauczył mnie kilku przydatnych rzeczy.
-Widzę, że cała twoja rodzina ma coś wspólnego z prawem -mruknął chłopak. -Dlatego jesteś w tym taka dobra? -Uśmiechnął się.
sobota, 14 marca 2015
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Rozdział 17
-Veronico Toretto, wstawaj natychmiast!
Donośny głos matki wyrwał mnie gwałtownie ze snu. Sięgnęłam ręką i otarłam oczy, zanim je otworzyłam.
-Czego -wymamrotałam.
Ziewnęłam przeciągle i wtuliłam się mocniej w ciepłe ciało, leżące obok mnie.
-Czy możesz mi, do jasnej cholery powiedzieć, co się tu dzieje?
-Możesz konkretniej?
-Co to za chłopak w twoim łóżku?! -ryknęła, tracąc cierpliwość.
Podskoczyłam, zaskoczona wybuchem i przez przypadek trąciłam łokciem Harry'ego, przez co się obudził.
O, cholerka. Harry. No, tak. Przecież po niego zadzwoniłam, jak się źle czułam! Wstałam szybko, przez co zakręciło mi się w głowie, ale w porę złapałam się ramy łóżka.
-Yhm... no... yy... to Harry.
Wskazałam ręką na wpół przytomnego bruneta, który też stanął na nogi i spojrzał na moją mamę.
-Dzień dobry -przywitał się, drapiąc niezręcznie po karku.
-Dzień dobry, Harry. Jestem Jessica, mama Veronici -odpowiedziała już spokojniej i podała mu rękę.
-Miło panią poznać -oddał uścisk.
-Właśnie podaję kolację, zjecie z nami?
-A Lewrence'owie tam są? Nie zginęli podczas lotu? -spytałam z nadzieją, za co zostałam skarcona ostrym spojrzeniem. -No, dobra. Zaraz zejdziemy -uniosłam ręce w poddańczym geście i westchnęłam.
Mama skinęła i wyszła z pokoju. Przekręciłam głowę i popatrzyłam na Harry'ego, który powstrzymywał śmiech.
-Milutko -skomentował.
Posłałam mu całusa i podeszłam do lusterka, żeby sprawdzić, jak wyglądam. Nie było najgorzej, nie licząc potarganych włosów. Wory pod oczami i trupia bladość już zniknęły. Sięgnęłam po szczotkę i zaczęłam robić porządek na głowie.
-Co to za Lewrence'owie? -zapytał, podchodząc do mnie od tyłu i przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej.
-Rodzina -wzruszyłam ramionami i odłożyłam szczotkę.
Odwróciłam się przodem do niego i stanęłam na palcach, po czym pocałowałam go w kącik ust.
-Są totalnie popieprzeni -stwierdziłam.
Zaczął się śmiać, a potem musnął lekko moje usta. Pociągnęłam go za rękę i zeszliśmy na dół. W salonie już czekały na nas te pomioty szatana. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy okazało się, że bliźniacy przywieźli ze sobą dwóch kolegów, którzy od naszego pierwszego spotkania do mnie zarywali? Ughh...
-Veronica, kochana! -zapiszczała podekscytowana ciocia, która jako jedyna nie zwróciła uwagi na Harrego, któremu cała reszta się przyglądała.
-Umm, cześć -mruknęłam, niezręcznie klepiąc kobietę po plecach.
-Co to za uroczy młodzieniec? -spytała, gdy się ode mnie odsunęła.
Otaksowała Stylesa wzrokiem, a gdy ujrzała malunki zdobiące jego ramiona, chyba przestała go uważać za uroczego.
-Harry -powiedział pewnie, z uniesioną głowa.
Miałam ochotę przybić mu piątkę za to, że nie dał się stłamsić tym dziwolągom.
-Jesteście razem? -Amber prowokacyjnie oblizała wargi i uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko.
-Nie, on po prostu płaci mi za seks. -Wzruszyłam obojętnie ramionami.
Cóż, tylko Hazz się zaśmiał. Ach ci pieprzeni ignoranci, nie znają się na żartach.
-Veronica! -skarciła mnie od razu mama.
-Wyluzuj, przecież żartuję -prychnęłam. -A co do twojego pytania -wskazałam na piętnastolatkę. -To tak, więc spokojnie znowu możesz zsunąć uda, bo on na pewno nic ci tam nie wsadzi.
Wypowiadając te słowa, wiedziałam, ze przekraczam granicę, ale mało mnie to obchodziło. Ta mała pinda gapiła się na niego i jedyne co widziała to kutasa w jego spodniach. Czy byłam zazdrosna? Owszem, byłam kurewsko zazdrosna, bo ta mała pinda była naprawdę ładna.
Jak można było się spodziewać, moja szanowna rodzicielka straciła cierpliwość i wykopała mnie z kolacji. Na szczęście Harry poszedł ze mną, gdy postanowiłam opuścić ten dom wariatów.
-Masz naprawdę niewyparzony język -stwierdził ze śmiechem, gdy doszliśmy do jego samochodu.
Objął mnie w talii i oparł o jego maskę.
-Wiem co nieco o tej gówniarze i nie jest tajemnicą dla mnie, jaka z niej dziwką -mruknęłam.
-Zazdrosna? -wyszeptał mi do ucha, zahaczając wargami o jego płatek.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzałam mu w oczy, przygryzając wargę. Chłopak sięgnął dłonią do mojej twarzy i przejechał delikatnie palcem po moim policzku. Zatrzymał go na ustach, ówcześnie obwiódłszy ich kształt. Skinęłam lekko głowa, odpowiadając na jego pytania. Zaśmiał się melodyjnie i zostawił małego buziaka na moim nosie.
-Nie masz o co, nie interesuje mnie nikt oprócz ciebie -zapewnił, po czym wpił się w moje usta.
Kiedy poniedziałkowego ranka szłam do szkoły, niesamowicie cieszył mnie fakt, ze na mojej twarzy nie pozostał ani jeden ślad po tej durnej bójce. No, poza szwami, rzecz jasna, Dopiero w środę mam iść na zdjęcie. Weszłam spokojnie do budynku, doskonale zdając sobie sprawę z mojego spóźnienia i masy sms'ów w moim telefonie, na które nie czułam potrzeby odpowiadania, ponieważ większość była od Harrego i dziewczyn, a przecież zaraz się z nimi zobaczę.
Sobotni wieczór spędziłam ze Stylesem na siłowni, gdzie świetnie bawiliśmy się, bijąc pięściami w nieszczęsny worek treningowy. Niedziela minęła mi samotnie, acz produktywnie. Musiałam znowu dostać się do domu Swaina i miałam pewien bardzo ryzykowny i głupi pomysł. Ale mimo wszystkich jego wad wiedziałam, że jeśli wprowadzę go w życie, to się uda. Pozostaje jeszcze kwestia reszty "ekipy", która na pewno się na niego nie zgodzi.
Złapałam za klamkę i pchnęłam drzwi, wchodząc do odpowiedniej klasy.
-Spóźniła się pani, panno Toretto -oznajmiła chemiczka, mierząc mnie niezadowolonym wzrokiem.
Wzruszyłam ramionami.
-Poranne mdłości -odparłam obojętnie. -Wie pani jak to jest być w ciąży.
Momentalnie wszyscy zamilkli i wytrzeszczyli na mnie oczy. Mówiąc wszyscy dokładnie to mam na myśli -nawet Hazz i Zo, którzy najczęściej byli świadkami moich żartów patrzyli na mnie jak na kosmitkę.
-Co takiego? -wykrztusiła nauczycielka.
-Serio w to uwierzyliście? -parsknęłam śmiechem, zwracając się do moich rówieśników. -Tacy naiwni. -Westchnęłam i pomaszerowałam do ławki.
Niestety sala chemiczna miała to do siebie, że stoliki były jednoosobowe, więc nie miałam do kogo gęby otworzyć. No, chyba, że do siebie, co pewnie nikogo by nie zdziwiło. Minęło kilka minut, a na moim zeszycie wylądowała karteczka zwinięta w kulkę. Wyprostowałam ją szybko i zaczęłam czytać:
Mówiłaś takim poważnym głosem, że naprawdę ci uwierzyłem. Nie strasz mnie tak nigdy więcej.
Spojrzałam na Harrego i pokręciłam głową z rozbawieniem. Sięgnęłam po długopis i odpisałam.
Cóż, chemia to suka, w dodatku o ósmej rano. Nie mam humoru tak wcześnie, więc musiałam go sobie sprawić, robiąc sobie żarty z waszej naiwnej populacji.
Nabazgrałam jeszcze karykaturę kobiety, którą podpisałam Ms. Mills, czyli nazwiskiem nauczycielki, która obecnie pierdoliła coś o węglowodorach i odrzuciłam zwitek chłopakowi. Zachichotał głośno i niedyskretnie, zarabiając tym ostrzeżenie od pani Mills. Jednak nim zdążył mi odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek. Szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam przed klasę, czekając na kogokolwiek, kto miałby ochotę ze mną pogadać. Szczerze to czekałam na Harrego, ale szybciej zjawiła się Zoey, która zaciągnęła mnie do szkolnego kibla, chcąc poprawić makijaż. Uznałam to za idealny moment, aby przedstawić jej kolejny plan z serii Genialne pomysły panny Toretto, zwłaszcza, że w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz nas.
-Chyba zwariowałaś! -krzyknęła i zdzieliła mnie kosmetyczką po głowie.
Auć.
-Wcale nie zwariowałam -odparłam, masując bolące miejsce. -To jest naprawdę genialne, po prostu nie umiesz tego dostrzec.
-To chyba ty nie umiesz dostrzec tego, że upadłaś na głowę. Twój pomysł jest niedorzeczny i nie ma opcji, że to zrobisz -upierała się.
-Nie to nie -burknęłam. -Dam radę sama.
-Na pewno nie! -żachnęła się.
-Zabronisz mi? -Uniosłam brew, śmiejąc się.
Obie dobrze wiedziałyśmy, że nie może mnie do niczego zmusić. To nie wchodziło w grę, zwłaszcza, jeśli chodziło o Swaina.
-Ja nie, ale Harry zrobi to za mnie.
Szczęka mi opadła.
-Co?! Od kiedy tak go lubisz, hm? -prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
-Nie lubię go, po prostu wiem, że ma wystarczająco oleju w głowie i siły w rękach, żeby cię powstrzymać.
I nie dając mi jakiejkolwiek szansy na ripostę, wyszła.
*
Lmao ludzie ja wróciłam! Czaicie to??!! Czuję się tak mega dziwnie pisząc tu znowu, ale jednocześnie jestem zadowolona :) rozdziały będą raczej rzadko, około raz w tygodniu, ale mam nadzieję, że mimo to ktoś zostanie :D w każdym razie chciałam jeszcze raz zaprosić na mojego bloga na wattpadzie, do którego link znajdziecie w poprzednim poście. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście tam zajrzeli, skomentowali i dali gwiazdkę :* Do następnego! <3
Donośny głos matki wyrwał mnie gwałtownie ze snu. Sięgnęłam ręką i otarłam oczy, zanim je otworzyłam.
-Czego -wymamrotałam.
Ziewnęłam przeciągle i wtuliłam się mocniej w ciepłe ciało, leżące obok mnie.
-Czy możesz mi, do jasnej cholery powiedzieć, co się tu dzieje?
-Możesz konkretniej?
-Co to za chłopak w twoim łóżku?! -ryknęła, tracąc cierpliwość.
Podskoczyłam, zaskoczona wybuchem i przez przypadek trąciłam łokciem Harry'ego, przez co się obudził.
O, cholerka. Harry. No, tak. Przecież po niego zadzwoniłam, jak się źle czułam! Wstałam szybko, przez co zakręciło mi się w głowie, ale w porę złapałam się ramy łóżka.
-Yhm... no... yy... to Harry.
Wskazałam ręką na wpół przytomnego bruneta, który też stanął na nogi i spojrzał na moją mamę.
-Dzień dobry -przywitał się, drapiąc niezręcznie po karku.
-Dzień dobry, Harry. Jestem Jessica, mama Veronici -odpowiedziała już spokojniej i podała mu rękę.
-Miło panią poznać -oddał uścisk.
-Właśnie podaję kolację, zjecie z nami?
-A Lewrence'owie tam są? Nie zginęli podczas lotu? -spytałam z nadzieją, za co zostałam skarcona ostrym spojrzeniem. -No, dobra. Zaraz zejdziemy -uniosłam ręce w poddańczym geście i westchnęłam.
Mama skinęła i wyszła z pokoju. Przekręciłam głowę i popatrzyłam na Harry'ego, który powstrzymywał śmiech.
-Milutko -skomentował.
Posłałam mu całusa i podeszłam do lusterka, żeby sprawdzić, jak wyglądam. Nie było najgorzej, nie licząc potarganych włosów. Wory pod oczami i trupia bladość już zniknęły. Sięgnęłam po szczotkę i zaczęłam robić porządek na głowie.
-Co to za Lewrence'owie? -zapytał, podchodząc do mnie od tyłu i przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej.
-Rodzina -wzruszyłam ramionami i odłożyłam szczotkę.
Odwróciłam się przodem do niego i stanęłam na palcach, po czym pocałowałam go w kącik ust.
-Są totalnie popieprzeni -stwierdziłam.
Zaczął się śmiać, a potem musnął lekko moje usta. Pociągnęłam go za rękę i zeszliśmy na dół. W salonie już czekały na nas te pomioty szatana. Wyobraźcie sobie moją minę, gdy okazało się, że bliźniacy przywieźli ze sobą dwóch kolegów, którzy od naszego pierwszego spotkania do mnie zarywali? Ughh...
-Veronica, kochana! -zapiszczała podekscytowana ciocia, która jako jedyna nie zwróciła uwagi na Harrego, któremu cała reszta się przyglądała.
-Umm, cześć -mruknęłam, niezręcznie klepiąc kobietę po plecach.
-Co to za uroczy młodzieniec? -spytała, gdy się ode mnie odsunęła.
Otaksowała Stylesa wzrokiem, a gdy ujrzała malunki zdobiące jego ramiona, chyba przestała go uważać za uroczego.
-Harry -powiedział pewnie, z uniesioną głowa.
Miałam ochotę przybić mu piątkę za to, że nie dał się stłamsić tym dziwolągom.
-Jesteście razem? -Amber prowokacyjnie oblizała wargi i uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko.
-Nie, on po prostu płaci mi za seks. -Wzruszyłam obojętnie ramionami.
Cóż, tylko Hazz się zaśmiał. Ach ci pieprzeni ignoranci, nie znają się na żartach.
-Veronica! -skarciła mnie od razu mama.
-Wyluzuj, przecież żartuję -prychnęłam. -A co do twojego pytania -wskazałam na piętnastolatkę. -To tak, więc spokojnie znowu możesz zsunąć uda, bo on na pewno nic ci tam nie wsadzi.
Wypowiadając te słowa, wiedziałam, ze przekraczam granicę, ale mało mnie to obchodziło. Ta mała pinda gapiła się na niego i jedyne co widziała to kutasa w jego spodniach. Czy byłam zazdrosna? Owszem, byłam kurewsko zazdrosna, bo ta mała pinda była naprawdę ładna.
Jak można było się spodziewać, moja szanowna rodzicielka straciła cierpliwość i wykopała mnie z kolacji. Na szczęście Harry poszedł ze mną, gdy postanowiłam opuścić ten dom wariatów.
-Masz naprawdę niewyparzony język -stwierdził ze śmiechem, gdy doszliśmy do jego samochodu.
Objął mnie w talii i oparł o jego maskę.
-Wiem co nieco o tej gówniarze i nie jest tajemnicą dla mnie, jaka z niej dziwką -mruknęłam.
-Zazdrosna? -wyszeptał mi do ucha, zahaczając wargami o jego płatek.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzałam mu w oczy, przygryzając wargę. Chłopak sięgnął dłonią do mojej twarzy i przejechał delikatnie palcem po moim policzku. Zatrzymał go na ustach, ówcześnie obwiódłszy ich kształt. Skinęłam lekko głowa, odpowiadając na jego pytania. Zaśmiał się melodyjnie i zostawił małego buziaka na moim nosie.
-Nie masz o co, nie interesuje mnie nikt oprócz ciebie -zapewnił, po czym wpił się w moje usta.
Kiedy poniedziałkowego ranka szłam do szkoły, niesamowicie cieszył mnie fakt, ze na mojej twarzy nie pozostał ani jeden ślad po tej durnej bójce. No, poza szwami, rzecz jasna, Dopiero w środę mam iść na zdjęcie. Weszłam spokojnie do budynku, doskonale zdając sobie sprawę z mojego spóźnienia i masy sms'ów w moim telefonie, na które nie czułam potrzeby odpowiadania, ponieważ większość była od Harrego i dziewczyn, a przecież zaraz się z nimi zobaczę.
Sobotni wieczór spędziłam ze Stylesem na siłowni, gdzie świetnie bawiliśmy się, bijąc pięściami w nieszczęsny worek treningowy. Niedziela minęła mi samotnie, acz produktywnie. Musiałam znowu dostać się do domu Swaina i miałam pewien bardzo ryzykowny i głupi pomysł. Ale mimo wszystkich jego wad wiedziałam, że jeśli wprowadzę go w życie, to się uda. Pozostaje jeszcze kwestia reszty "ekipy", która na pewno się na niego nie zgodzi.
Złapałam za klamkę i pchnęłam drzwi, wchodząc do odpowiedniej klasy.
-Spóźniła się pani, panno Toretto -oznajmiła chemiczka, mierząc mnie niezadowolonym wzrokiem.
Wzruszyłam ramionami.
-Poranne mdłości -odparłam obojętnie. -Wie pani jak to jest być w ciąży.
Momentalnie wszyscy zamilkli i wytrzeszczyli na mnie oczy. Mówiąc wszyscy dokładnie to mam na myśli -nawet Hazz i Zo, którzy najczęściej byli świadkami moich żartów patrzyli na mnie jak na kosmitkę.
-Co takiego? -wykrztusiła nauczycielka.
-Serio w to uwierzyliście? -parsknęłam śmiechem, zwracając się do moich rówieśników. -Tacy naiwni. -Westchnęłam i pomaszerowałam do ławki.
Niestety sala chemiczna miała to do siebie, że stoliki były jednoosobowe, więc nie miałam do kogo gęby otworzyć. No, chyba, że do siebie, co pewnie nikogo by nie zdziwiło. Minęło kilka minut, a na moim zeszycie wylądowała karteczka zwinięta w kulkę. Wyprostowałam ją szybko i zaczęłam czytać:
Mówiłaś takim poważnym głosem, że naprawdę ci uwierzyłem. Nie strasz mnie tak nigdy więcej.
Spojrzałam na Harrego i pokręciłam głową z rozbawieniem. Sięgnęłam po długopis i odpisałam.
Cóż, chemia to suka, w dodatku o ósmej rano. Nie mam humoru tak wcześnie, więc musiałam go sobie sprawić, robiąc sobie żarty z waszej naiwnej populacji.
Nabazgrałam jeszcze karykaturę kobiety, którą podpisałam Ms. Mills, czyli nazwiskiem nauczycielki, która obecnie pierdoliła coś o węglowodorach i odrzuciłam zwitek chłopakowi. Zachichotał głośno i niedyskretnie, zarabiając tym ostrzeżenie od pani Mills. Jednak nim zdążył mi odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek. Szybko spakowałam swoje rzeczy i wyszłam przed klasę, czekając na kogokolwiek, kto miałby ochotę ze mną pogadać. Szczerze to czekałam na Harrego, ale szybciej zjawiła się Zoey, która zaciągnęła mnie do szkolnego kibla, chcąc poprawić makijaż. Uznałam to za idealny moment, aby przedstawić jej kolejny plan z serii Genialne pomysły panny Toretto, zwłaszcza, że w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz nas.
-Chyba zwariowałaś! -krzyknęła i zdzieliła mnie kosmetyczką po głowie.
Auć.
-Wcale nie zwariowałam -odparłam, masując bolące miejsce. -To jest naprawdę genialne, po prostu nie umiesz tego dostrzec.
-To chyba ty nie umiesz dostrzec tego, że upadłaś na głowę. Twój pomysł jest niedorzeczny i nie ma opcji, że to zrobisz -upierała się.
-Nie to nie -burknęłam. -Dam radę sama.
-Na pewno nie! -żachnęła się.
-Zabronisz mi? -Uniosłam brew, śmiejąc się.
Obie dobrze wiedziałyśmy, że nie może mnie do niczego zmusić. To nie wchodziło w grę, zwłaszcza, jeśli chodziło o Swaina.
-Ja nie, ale Harry zrobi to za mnie.
Szczęka mi opadła.
-Co?! Od kiedy tak go lubisz, hm? -prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
-Nie lubię go, po prostu wiem, że ma wystarczająco oleju w głowie i siły w rękach, żeby cię powstrzymać.
I nie dając mi jakiejkolwiek szansy na ripostę, wyszła.
*
Lmao ludzie ja wróciłam! Czaicie to??!! Czuję się tak mega dziwnie pisząc tu znowu, ale jednocześnie jestem zadowolona :) rozdziały będą raczej rzadko, około raz w tygodniu, ale mam nadzieję, że mimo to ktoś zostanie :D w każdym razie chciałam jeszcze raz zaprosić na mojego bloga na wattpadzie, do którego link znajdziecie w poprzednim poście. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście tam zajrzeli, skomentowali i dali gwiazdkę :* Do następnego! <3
czwartek, 22 stycznia 2015
EJ
Zapraszam do mnie na wattpad http://www.wattpad.com/story/31213255 nowe ff również o Harrym :) polecajcie znajomym :D
czwartek, 1 stycznia 2015
WITAM PONOWNIE!
OMFG LUDZIE JA SERIO NIE SĄDZIŁAM, ŻE KIEDYKOLWIEK POWRÓCĘ DO TEGO BLOGA. BA, ŻE W OGÓLE BĘDĘ JESZCZE COŚ PISAĆ. ALE COŚ MNIE OSTATNIO TKNĘŁO... I TAK SIĘ ZŁOŻYŁO, ŻE MAM NAPISANE JUŻ DO 25, BODAJŻE, ROZDZIAŁU I POSTANOWIŁAM, ŻE JAK BĘDĘ MIAŁA JAKIEŚ 30 I KTOŚ BĘDZIE CHCIAŁ TO DALEJ CZYTAĆ, TO DODAM.
NO I KURCZĘ, WCZORAJ KTOŚ DODAŁ KOMENTARZ, KTÓRY SPRAWIŁ, ŻE AŻ ZACZĘŁAM SKAKAĆ Z RADOŚCI. SERIO.
DLATEGO... HMM... NO CÓŻ, JEŚLI KTOŚ CHCIAŁBY KONTYNUOWAĆ PRZYGODĘ Z VERONICĄ I HARRYM, TO PROSZĘ O KOMENTARZE.
TAK WIĘC, PISZCIE, KOMENTUJCIE... MOŻE WZNOWIĘ BLOGA ;)))))))))))))))
ALE OD RAZU MÓWIĘ, ŻE BĘDZIE KILKA ZMIAN. CZYTAŁAM OPUBLIKOWANE ROZDZIAŁY I JEST KILKA RZECZY, KTÓRE CHCIAŁABYM POPRAWIĆ, ALE TO WYTŁUMACZĘ, GDY JUŻ BĘDZIE PEWNE, CZY "SHE WAS TERRIFIED" POWRÓCI. :*
NO I KURCZĘ, WCZORAJ KTOŚ DODAŁ KOMENTARZ, KTÓRY SPRAWIŁ, ŻE AŻ ZACZĘŁAM SKAKAĆ Z RADOŚCI. SERIO.
DLATEGO... HMM... NO CÓŻ, JEŚLI KTOŚ CHCIAŁBY KONTYNUOWAĆ PRZYGODĘ Z VERONICĄ I HARRYM, TO PROSZĘ O KOMENTARZE.
TAK WIĘC, PISZCIE, KOMENTUJCIE... MOŻE WZNOWIĘ BLOGA ;)))))))))))))))
ALE OD RAZU MÓWIĘ, ŻE BĘDZIE KILKA ZMIAN. CZYTAŁAM OPUBLIKOWANE ROZDZIAŁY I JEST KILKA RZECZY, KTÓRE CHCIAŁABYM POPRAWIĆ, ALE TO WYTŁUMACZĘ, GDY JUŻ BĘDZIE PEWNE, CZY "SHE WAS TERRIFIED" POWRÓCI. :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)