sobota, 14 marca 2015

Chapter 18

Stałam jak słup soli jeszcze kilka chwil, aż do pomieszczenia zaczęły napływać roześmiane pierwszoklasistki. Wtedy się ocknęłam i wyszłam na korytarz. Byłam wściekła. Rozumiem, że to, co wymyśliłam jest dość szalone i na początku wydaje się po prostu głupie, ale nie potrafię odpuścić, bo wiem, że to się uda. Bez względu na obrót sytuacji byłabym w stanie osiągnąć cel.
Ciekawi was, co takiego wymyśliłam? Otóż jak wspominałam -niedziela była dla mnie bardzo produktywnym dniem. Niezliczoną ilość godzin spędziłam gromadząc informacje o Swainie, jego żonie, rodzicach, przyjaciołach... Ale nic tam nie było. Przynajmniej nie to, czego potrzebowałam. Ten facet nigdy nawet cholernego mandatu nie dostał. W pewnym momencie przypomniałam sobie o tajemniczej dziewczynie, z którą rozmawiał tego feralnego dnia, gdy włamałam się do jego domu. Nie mogłam przestać myśleć, że skądś znam jej głos, ale kompletnie nikt nie przychodził mi do głowy. Wtedy wpadłam na pomysł, że łatwo mogę się tego dowiedzieć -wystarczy tylko znowu złamać prawo i ukraść telefon Noela. Jednak to nie ta część mojego planu tak rozzłościła Nelsonównę. Sprawy miały się tak, że sprowokowałabym jakąś dogodną sytuację i zwinęła facetowi komórkę, wysłała panience wiadomość z prośbą o spotkanie, po czym oczywiście usunęłabym wszystkie dowody i podrzuciła przedmiot z powrotem. Podczas gdy Ali zjawiłaby się w odpowiednim miejscu i dowiedziała, z kim ten palant spiskuje, ja zajęłabym się nim samym, a Zoey i Vic poszperałyby w jego mieszkaniu. Czyż to nie jest genialne? Najwyraźniej fakt, że byłabym sam na sam ze Swainem ma większe znaczenie niż to, że dostałabym odpowiedzi, których potrzebuję. Według mojej przyjaciółki, rzecz jasna. Rozumiem, że się o mnie martwi i nie chce mnie w jego pobliżu po tym, co mi zrobił, ale poradziłabym sobie. Nie jestem już tą małą ofiarą losu, którą byłam wcześniej i dałabym radę zatrzymać go przez jakąś godzinę i wyjść z tego bez szwanku. Ale ona najwyraźniej nie potrafi  tego zrozumieć.
Do szatni od wuefu weszłam już po dzwonku, więc jak najszybciej zamieniłam moje dżinsy i sweter na krótkie, obcisłe spodenki i czarny T -shirt z napisem "Fuck me I'm fat". Pobiegłam na salę gimnastyczną, gdzie wszyscy robili już okrążenia. Przeprosiłam nauczyciela i dołączyłam do biegu. gdy zobaczyłam, że Zoey rozmawia z Harrym i patrzą na mnie, dostałam jebanego szału. A więc jednak -zdecydowała, że zmusi mnie, abym odpuściła. Jeszcze czego. Przyspieszyłam i po kilku sekundach biegłam jako pierwsza, coraz bardziej oddalając się od reszty. Jakieś pięć minut później, gdy inni ziajali po truchcie, ja czułam palenie w gardle po sprincie.
 -Nie przetrenuj się, Toretto -zawołał nauczyciel, gdy zbliżałam się do szeregu. -Jutro są zawody i nie chcę nawet słyszeć, że moja najlepsza zawodniczka nie jest w stanie wziąć w nich udziału.
Skinęłam głowa i odgarnęłam z czoła zbłąkany kosmyk włosów, który jakimś cudem wydostał się z kitki.
 -Dobra -wuefista kontynuował, odkładając dziennik na ławkę. -Dzisiaj dziecinna gra, którą znacie pod nazwą "zbijak" -oznajmił. -Tylko się nie pozabijajcie. -Rzucił we mnie piłką, którą odruchowo złapałam, nim uderzyła w mój brzuch. -Będziesz kapitanem, Veronica. -Gestem ręki pokazał, żebym stanęła przed resztą. -Hmm -zastanawiał się. -Anderson, chodź -mruknął, a obok mnie stanął ciemnoskóry chłopak, niewiele wyższy ode mnie, co było naprawdę zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że mierzę zaledwie sto pięćdziesiąt trzy centymetry.
 -Wybieraj. -Westchnęłam i podrapałam się po czole w miejscu opatrunku, gdyż skóra tam cholernie swędziała mnie od kilku dniu.
 -Panie mają pierwszeństwo -odparł uprzejmie.
Wywróciłam mentalnie oczami i przywołałam do siebie Zayna, który szturchnął mnie w zebra, gdy stanął u mojego boku. Szybko podzieliliśmy drużyny, a ja bardzo cieszyłam się z tego, że zarówno Zoey, jak i mój chłopak, o ile mogę go tak nazwać, byli w tej przeciwnej. Rozległ się gwizdek, oznajmiający rozpoczęcie gry, więc bez większego namysłu zrobiłam kilka kroków w przód i rzuciłam z całej siły. Piłka przeleciała milimetry od głowy Zo i rąbnęła w ścianę z hukiem, po czym wróciła na nasza połowę, gdyż nikt nie zdołał jej zatrzymać.
 -Serio? -parsknęła blondynka. Coś czuję, że będzie cyrk. -Jemu też będziesz celować w twarz? -Wskazała palcem Stylesa, a wszyscy zebrani z ochotą zaczęli się przysłuchiwać i przyglądać przedstawieniu.
 -Nie zachowuj się, jakbym nie miała powodu -burknęłam.
 -No jasne! -krzyknęła. -Wkurzyłaś się, bo nie chcę żebyś się wpakowała w kłopoty! Powinnaś być mi wdzięczna!
Otwierałam już usta, żeby kazać jej się zamknąć, ale wtrącił się lokowaty. Ugh.
 -Ona ma rację -powiedział do mnie, biorąc stronę mojej przyjaciółki,
 -Jasne -prychnęłam i mocniej ścisnęłam piłkę w dłoni. -Oboje jesteście beznadziejni -oznajmiłam i rzuciłam.
Ale ani w niego, ani w nią. Za pierwszym razem przesadziłam i nie zamierzałam tego powtarzać -to, że ta głupia Zoey jest czasem, na przykład dziś, jak kula u nogi wcale nie znaczy, ze mam przypierdolić jej durną piłką w twarz. Dziewczyna, którą trafiłam w ramię była lekko zaskoczona i dopiero po chwili gra się wznowiła.
Po skończonej lekcji wuefu szybko pobiegłam się przebrać i nie zwracając uwagi na nikogo i na nic, poszłam na stołówkę. Nie byłam nawet głodna. Nakładając na talerz sałatkę z kurczakiem dobrze wiedziałam, że wyląduje ona w koszu, a nie w moim żołądku. Usiadłam przy stole sama i pokazałam środkowy palec grupce drugoklasistek, które bezczelnie się na mnie gapiły. Nie musiałam długo czekać, aż ktoś się do mnie dosiadł. Podniosłam głowę i wlepiłam wzrok w szmaragdowe tęczówki chłopaka.
 -Nic nie mów -poprosiłam, gdy otwierał usta. Pokiwał głową, a ja kontynuowałam. -Wiem, że to może wydawać się zwariowane i nierozsądne, ale musisz zrozumieć, że nie proponowałabym tego, gdybym nie była pewna, że się uda.
Odsunęłam od siebie talerz z jedzeniem, a dłonią znowu powędrowałam do zszytej skóry, która tak kurewsko swędziała. Nie mogłam się doczekać wizyty u lekarza.
 -Gdyby dziewczyny się zgodziły, nie powiedziałabyś mi o tym, co zamierzacie, prawda? -spytał cicho.
Zacisnęłam wargi i przyznałam mu rację. Nawet o nim nie pomyślałam, planując to wszystko.
 -Dowiedziałbyś się po fakcie -szepnęłam, bo zrobiło mi się głupio.
 -Dlaczego? -Spojrzał na mnie intensywnie, a ja skuliłam się w sobie, widząc ten wzrok.
Był rozczarowany.
 -Nie wiem -wyznałam zgodnie z prawdą. -Po prostu... -urwałam i zakryłam twarz dłońmi. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. -Ja chcę tylko mieć to już za sobą. Chcę, żeby go nie było i zrobię wszystko, co trzeba, aby do tego doprowadzić.
Harry patrzył na mnie przez kilka sekund, po czym wstał. Spodziewałam się, że odejdzie, ale zamiast tego zmienił miejsce z tego na przeciwko mnie, na to obok. Przysunął się blisko i złożył krótki pocałunek na mojej skroni.
 -Zrobimy to, jeśli zgodzisz się na kilka zmian -powiedział z westchnieniem.
Rozluźniłam się, gdy słowa opuściły jego usta i uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie. Pochyliłam się i ucałowałam lekko jego policzek.
 -Zamieniam się w słuch.
 -Po pierwsze, nie ma opcji, że to ty odwrócisz jego uwagę.
Chciałam się odezwać, tłumacząc mu, że z dziewczyn to ja nadaję się do tego najbardziej, ponieważ improwizacja i udawanie wychodzi mi nadzwyczaj dobrze, ale nie dopuścił mnie do głosu.
 -Siedź cicho i słuchaj -upomniał mnie, a ja posłusznie skinęłam głową. -Ja się nim zajmę, Dopilnuję, żebyś miała czas, aby dowiedzieć się, co ten dupek ukrywa.
 -Jak chcesz to zrobić?
 -Wymyślę coś -obiecał.
Chciałam się sprzeciwić, nie zgodzić, ale właściwie czemu nie? Jego propozycja była całkiem okej, więc nie miałam ku temu żadnych powodów.
 -Dobrze -powiedziałam w końcu.  -W piątek w szkole zabiorę jego telefon i umówię spotkanie z tą dziewczyną.
Miałam mówić dalej, ale dosiadły się trzy blondynki, i jedna z nich nie wydawała się już tak wściekła jak kilkanaście minut temu.
 -W piątek w szkole zabiorę jego telefon i umówię spotkanie z tą dziewczyną -powtórzyłam. -Wy -wskazałam na siostry Nelson -dowiecie się kim ona jest. Harry zajmie Swaina, a ja i Ali przeszukamy dom. To znaczy ja to zrobię, ty staniesz na czatach -sprostowałam, zwracając się do Alice. -Z tego co wiem, jego żona pracuje do późnego wieczora, ale różnie to bywa.
 -Ok. -Zgodzili się.
Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o ramię bruneta. On bez słowa przytulił mnie do siebie i zaczął bawić się moimi włosami.
 -Jesteście uroczy -zauważyła Vicky.
Zaśmiałam się na jej uwagę i jeszcze bardziej wtuliłam w silne ramiona.
 -Jak zamierzasz dostać się do jego telefonu, tak właściwie? -Alice spojrzała na mnie z zaciekawieniem, a reszta do niej dołączyła.
 -Uhh, to łatwe -mruknęłam. -Wiecie, jak kieszonkowcy wykonują swoją robotę? Niby przypadkiem na kogoś wpadają i bum, portfela nie ma.
 -Umiesz coś takiego?
Skinęłam głową i zaśmiałam się na ich miny.
 -Kiedyś pomagałam wujkowi w pracy. Jest prywatnym detektywem i nauczył mnie kilku przydatnych rzeczy.
 -Widzę, że cała twoja rodzina ma coś wspólnego z prawem -mruknął chłopak. -Dlatego jesteś w tym taka dobra? -Uśmiechnął się.

4 komentarze:

  1. Genialne <3
    Już się nie mogę doczekać całej akcji :D Toretto jednak ma głowę na karku ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Meeeeeeeeeeeeeega!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne <3 czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I TAK, ONI SĄ UROCZY :D <3

    OdpowiedzUsuń